Knock Knock (Kto tam?)
Film ten miałem obejrzeć kilka lat temu, jednakże dopiero niedawno do niego wróciłem. Krótko o fabule. Evan (Keanu Reeves) to bogaty, spełniony facet, mieszkający w wielkim domu z kochającą żoną i dwójką małych dzieci. Pewnego weekendu Evan zostaje sam w domu, podczas gdy jego rodzina wyjeżdża odpocząć. Do drzwi Evana w środku nocy pukają dwie bardzo atrakcyjne młode kobiety: Bell (Ana de Armas) i Genesis (Lorenza Izzo). Przemoczone panie (bo padał deszcz) proszą o możliwość skorzystania z komputera, jednakże zaraz po przekroczeniu progu domu dążą do uwiedzenia Evana i nakłonienia go do zdrady.
Po kolei. Film kosztował 2.5 mln dolarów i zarobił wg oficjalnych źródeł ledwie 6.3 mln. Można by powiedzieć: tani thriller klasy C/D, nie warty uwagi. To jednak produkcja ucznia Tarantino, Eliego Rotha. Roth robi mroczne, mocne filmy, na ogół niskobudżetowe. Filmy te nie przechodzą bez echa i tak też było z "Knock Knock". O ile Ana de Armas w 2015 roku nie była jeszcze wielką gwiazdą, to nazwisko Keanu Reeves zadziałało jak magnes dla wszystkich wielbicieli tego ultra popularnego aktora. Stąd też film ten zebrał sporo opinii. Na ogół negatywnych. Pomysł był fajny: odpowiednio zbudowany klimat, aż po 40 minutach wszystko się posypało. Wówczas ten film zaczął przypominać groteskę pozbawioną sensu. O ile pierwsza połowa tej produkcji trzyma w napięciu o tyle drugiej nie sposób obejrzeć! Dosłownie. To trochę wyglądało tak, jakby Roth wpadł na pomysł na film... ale zabrakło mu weny by go poprowadzić do końca. W rezultacie całość odbieram bardzo negatywnie. Szkoda, bo sam na naprędce byłbym w stanie wymyślić kilka lepszych zakończeń aniżeli wymyślił Roth. Przed uczniem Quentina jeszcze długa droga do osiągnięcia poziomu mistrza.
Ocena Civil.pl: 35%