Dragon Eyes
W miasteczku St. Jude rządzone jest przez lokalne gangi, nad którymi pieczę sprawuje szef policji o pseudonimie V (Włoch z pochodzenia). W pobliżu znajduje się też rosyjska mafia, chcąca wepchnąć się pomiędzy latynoski i murzyński gang. Taką rzeczywistość zastaje Hong - były więzień, przybywający do miasteczka tylko po to by zaprowadzić pokój. Ma przeciwko sobie wszystkich, jednak jest zdeterminowany by rozprawić się z gangami i lokalną, skorumpowaną policją. Hong został nauczony sztuk walki przez Tiano (Jean-Claude Van Damme), który w więzieniu poddał go morderczemu treningowi, po to by Azjata po opuszczeniu zakładu karnego mógł skończyć to, czego nie umiał dokończyć Tiano.
Dawno nie widziałem filmu o tak nieskomplikowanej fabule. Ale też po oczach bije to, że amerykańskie miasto przedstawione jest jako enklawa zła, w której to zły gang może zostać wyparty przez jeszcze gorszy, a policja jest tylko po to by pobierać od gangsterów "podatki" w zamian za ich nietykalność. I w tym piekle pojawia się Chińczyk, walczący gołymi pięściami z przedstawicielami trzech gangów a następnie rozprawiający się z policją. Ta bajeczka o sztukach walki jest ledwo oglądalna. Nie wiele brakuje by po prostu zrezygnować z tego filmu w trakcie seansu.
Ocena Civil.pl: 50%