No Time to Die (Nie czas umierać)
"No Time to Die" to 25 część przygód Jamesa Bonda i piąta z udziałem Daniela Craiga w roli głównej. "Spectre" miało swoją premierę w 2015 roku, premiera najnowszej części była wielokrotnie przesuwana ze względu na pandemię, stąd aż 6 lat różnicy pomiędzy 24 i 25 częścią. W "No Time to Die" James Bond wiedzie życie na emeryturze u boku Madeleine Swann (Léa Seydoux), jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, gdy zostaje namierzony we Włoszech przez agentów Spectre, wkrótce zaś jego dawny znajomy Felix (Ralph Fiennes) prosi go o pomoc, po tym jak w ręce terrorystów wpada zabójcza broń biologiczna, hodowana w brytyjskim laboratorium. Głównym antagonistą w tym filmie jest Lyutsifer Safin (w tej roli genialny jak zwykle Rami Malek), międzynarodowy terrorysta.
Film zebrał lepsze oceny od widzów i krytyków niż "Spectre", na 400 profesjonalnych not w "Rotten Tomatoes" 84% jest pozytywnych. I tutaj wypada się od razu zgodzić, bo według mnie jest lepszy film niż "Spectre", ale nieco gorszy niż "Skyfall". Bond jak zwykle ściągnął do kin tłumy, film przy budżecie (wg różnych źródeł) mogącym sięgać nawet 300 mln dolarów zarobił na ten moment już około 775 mln, świetny wynik jak na ciągle pandemiczne czasy. Dużo jest także Bonda w Bondzie, bo film trwa 2 godziny i około 40 minut (dłużej niż poprzednie części z udziałem Craiga) – dzięki czemu fani tego formatu powinni poczuć się dopieszczeni przez producentów. "No Time to Die" jest nieco bardziej emocjonalny i mniej gadżeciarski niż poprzednie części, ale to akurat wyszło produkcji na zdrowie. Zadbano także o długą listę aktorów biorących udział w tym filmie, do obsady dołączyła między innymi Ana de Armas, która zagrała świetny epizod. "No Time to Die" to kolejna bardzo dobra superprodukcja filmowego cyklu liczącego już dobre kilkadziesiąt lat. Obecnie film można oglądać w sieciach VOD.
Ocena Civil.pl: 79%
Bohemian Rhapsody
Zdobywca czterech Oscarów i jeden z najgłośniejszych filmów 2018 roku opowiadający o życiu i twórczości grupy Queen (koncentrujący się na postaci Freddie Mercury'ego). Wokalistę zespołu zagrał Rami Malek i trzeba powiedzieć, że zagrał dobrze ponieważ za tę kreację otrzymał Oscara. Akcja filmu ma miejsce w latach 1970-1985, czyli od momentu powstania zespołu po pamiętny koncert na Wembley w ramach Live Aid. Film nie pokazuje "schyłkowych" lat Freddiego czyli sześciu ostatnich przed śmiercią, w których wokalista zmagał się z AIDS. Choroba pokonała go pod koniec 1991 roku, trzeba jednak wspomnieć iż pomimo niej wokalista prawie do samego końca pracował. W ostatnim jego teledysku do piosenki: "These Are the Days of Our Lives" (nagranym w maju 1991 roku) nie przypominał już siebie, zniszczony śmiertelną chorobą. "Bohemian Rhapsody" odpuszcza te lata, w filmie ograniczono się tylko do streszczenia tekstowego tego co wydarzyło się po 1985 roku. Pokazano jednak początki pracy zespołu oraz kulisy powstania tytułowej piosenki, starano się także "odtworzyć" skomplikowany charakter samego Mercury'ego, ukazując jego życie rodzinne (wychowywał się w rodzinie Parsów) a później pokazując jego związek z Mary Austin i relacje z Jimem Huttonem, nie pominięto także relacji w samym zespole Queen.
Film zabrał niesamowicie wysokie oceny od widzów i nieco gorsze od krytyków (61% pozytywów zagregowanych w Rotten Tomatoes). Przy budżecie wynoszącym 55 mln dolarów produkcja zarobiła około 900 mln. Moja ocena tego filmu nie będzie jednoznaczna, ponieważ miałem bardzo wygórowane oczekiwania. Niestety uważam, że Rami Malek nie oddał w 100% Freddiego, ale żaden aktor nie byłby w stanie tego zrobić, ponieważ Mercury był jeden i nie da się go podrobić. Fani Queen umieścili na YouTube filmy na których porównany jest koncert Live Aid w wersji z Mercurym oraz odtworzenie tegoż w filmie. Widać, było iż scenarzyści i reżyser starali się stworzyć replikę tamtego wydarzenia, odtwarzając nawet małe detale (takie jak układ napoi na fortepianie na którym grał wokalista), jednakże sposób w jakim Mercury porywał tamtego (i nie tylko) wieczora publiczność oraz jego zachowanie na scenie do odtworzenia już nie były i nie będą. Podsumowując jednak: Bohemian Rhapsody to bardzo dobry film, jednakże daleko mu do miana genialnego.
Ocena Civil.pl: 79%