House of Gucci (Dom Gucci)
Film wyreżyserowany przez Riddleya Scotta opowiadający historię członków rodziny Gucci w gwiazdorskiej obsadzie. Patrizia Reggiani (w tej roli jak zwykle świetna Lady Gaga) na imprezie poznaje Maurizio Gucciego (w tej roli także świetny Adam Driver), kobieta następnie robi wszystko by usidlić bogatego biznesmena, wkrótce stając się jego żoną. Obsadę uzupełniają: Jeremy Irons (Rodolfo Gucci, ojciec Maurizio), Al Pacino (jako Aldo Gucci, brat Rodolfo) oraz Jared Leto (zmieniony nie do poznania jako Paolo Gucci, syn Aldo). Na dalszym planie pojawia się także między innymi Salma Hayek.
Zacznę od zalet tego filmu: przede wszystkim obsada i doskonała gra aktorska. Najlepsi z najlepszych, w dodatku w świetnej formie. Ciekawy klimat lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, podbity dobrze dobraną muzyką. Mimo to film został odebrany "tylko" dobrze przez widzów i krytyków (6.7/10 w IMDb, 63% pozytywnych not w Rotten Tomatoes) oraz mógł się pochwalić umiarkowanym sukcesem finansowych, bo przy budżecie 75 mln dolarów, zarobił nieco ponad 156. Jest przynajmniej kilka powodów tego stanu rzeczy. "House of Gucci" już na samym początku rozmija się z faktami, bowiem akcja rozpoczyna się w 1978 roku, od poznania się Patrizii i Maurizio, w rzeczywistości spotkali się oni w 1970 roku a od 1972 roku byli małżeństwem. To nie jedyna różnica, bo generalnie film się mocno nie spodobał żyjącym członkom rodziny Guccich, którzy mieli całą listę zarzutów wobec Riddleya Scotta. Reżyser bronił się tym, że miał prawo po swojemu przedstawić te wydarzenia, ponieważ sama rodzina Guccich jest swego rodzaju "domeną publiczną". Racja pewnie jest po środku, ale na pewno trochę raziło to, że już na starcie film pokazuje inne ramy czasowe. Jednak tutaj dochodzimy do drugiego zarzutu, bo pomimo, że ucięto te 8 lat w filmie, przesuwając start wydarzeń na 1978 rok, to sam film i tak trwa około 158 minut, przez co miejscami robi się nieco nużący, bo niektóre sceny niewiele wnoszą do fabuły. Kolejny fakt, że od wydarzeń przedstawionych w filmie minęło już sporo czasu, stąd niegdyś elektryzujący temat, dziś nie budzi już takich emocji. Niemniej, "House of Gucci" to solidna produkcja, którą moim zdaniem warto zobaczyć.
Ocena Civil.pl: 70%
The Dead Don't Die (Truposze nie umierają)
Jim Jarmusch to reżyser tworzący filmy w swoim unikalnym stylu, pracujący na ogół z tymi samymi aktorami. "The Dead Don't Die" to jego najnowszy film z gatunku comedy horrror z obsadą typu ensemble (czyli taką, w której występuje wielu aktorów, bez wskazywania kto gra rolę pierwszego a kto dalszego planu). Kilka słów o fabule: w malutkiej amerykańskiej miejscowości zaczynają znikać zwierzęta domowe, przestają działać zegarki i telefony a na dworze jest wciąż widno pomimo późnej pory. Wkrótce sytuacja robi się jeszcze gorsza, po tym jak na lokalnym cmentarzu z grobu zaczynają wychodzić Zombie. Troje policjantów: Cliff Robertson (Bill Murray), Ronnie Peterson (Adam Driver) oraz Mindy Morrison (Chloë Sevigny) próbują opanować sytuacje, po tym jak w lokalnym barze zostają znalezione zwłoki dwójki kobiet.
Ta komedia z elementami horroru spotkała się ze słabym przyjęciem ze strony widzów (ocena w IMDB 5.5/10) i krytyków (55% pozytywnych recenzji w Rotten Tomatoes). Imponuje obsada, bowiem Jarmusch zwykł pracować z tymi samymi aktorami przy kolejnych produkcjach, stąd też obsada jest naprawdę bogata, poza wspomnianymi już, na ekranie można zobaczyć np. Tildę Swinton, Steve'a Buscemi, Danny'ego Glovera, Iggy Popa czy Selenę Gomez oraz kilkanaście innych znanych nazwisk, niektórzy występują w mikro rolach jak np. Carol Kane. Niestety pomimo tak zacnego grona aktorów, film cierpi z powodu kiepskiej fabuły, co prawda u tego reżysera akcja budowana jest nieśpiesznie, jednak "The Dead Don't Die" po prostu miejscami przynudza. Ciężko mi oceniać absurdalny humor zaszyty w tej produkcji, może komuś on przypadnie do gustu, mi niestety nie. Jarmusch bawi się różnymi konwencjami, żongluje motywami, jednakże efekt końcowy nie porywa.
Ocena Civil.pl: 51%