Recoil
Ryan Varrett (Steve Austin) to były policjant z Texasu, któremu wymordowano na jego oczach całą rodzinę. Varrett porzuca mundur po to by zemścić się na oprawcach a następnie na wszystkich innych kryminalistach, których nie dosięgła sprawiedliwość. Bohater zatrzymuje się małej mieścinie Hope, która jest zarządzana przez bardzo groźny gang motocyklowy dowodzony przez niejakiego Drayke'a (Danny Trejo). Varrett rozpoczyna "pobyt" od zamordowania brata Drayke'a, lokalnego gwałciciela - co doprowadza do eskalacji przemocy... Po stronie Varretta opowiada się tylko właścicielka motelu, wdowa o imieniu Darcy (w tej roli Serinda Swan) oraz syn szeryfa. Mając taką ekipę Varrett wyrusza przeciwko uzbrojonemu po zęby gangowi.
Kolejna jatka w stylu jeden kontra wszyscy z kolejną kuriozalną rolą Steve Austina, który bardzo mało mówi, za to preferuje walki, w której on sam dostaje bardzo dużo ciosów, w przeciwieństwie do Stevena Seagala, który uderzać się w swoich filmach nie pozwala. Logika nie gości w "Recoil", sceny są pozbawione sensu, zaś sposób rozumowania bohaterów całkowicie oderwany od rzeczywistości. Danny Trejo podczas walki ze Stevem Austina w jakimś baraku dopada do narzędzi - najpierw bierze do ręki maczetę, ale ostentacyjnie ją odkłada - dając do zrozumienia, iż to nie jest ten film... po czym sięga po sierp. Co robi sierp obok maczety w baraku, w którym produkuje się narkotyki? Na to pytanie nie ma odpowiedzi, podobnie jak na inne: "wymień powody, dla których warto obejrzeć "Recoil"?".
Ocena Civil.pl: 25%
Tactical Force
Film niby akcji ze Stevem Austinem. Tak naprawdę od początku do końca jest pastiszem, nie wiem czy to było zamierzone, ale ciąg nielogiczności i kompletny brak sensu przez bite 80 minut naprawdę zaskakuje. Austin gra tutaj dowódce czteroosobowego zespołu SWAT, którym po tym jak psuje akcje w markecie zostaje wysłany na doszkolenie do opuszczonego budynku treningowego. Budynek jednakże nie jest opuszczony! Spotyka się w nim mafia włoska i rosyjska w celu odzyskania walizki od niejakiego Kenny'ego. Policjanci ze SWAT mają tylko ślepą amunicję treningową a mafia jest nieźle uzbrojona i w dodatku dzwoni sobie po posiłki. Uwięziony Austin i jego ludzie muszą wykombinować w jaki sposób bez broni mogą wyjść z zamkniętej hali i pokonać przy okazji kilkunastu przeciwników, którzy są uzbrojeni po zęby. Dla Austina to nie będzie jednak trudne! W oparach absurdu, których nie sposób wymienić będzie po prostu eliminował kolejno przeciwników, w pewnych momentach zaś będzie współpracował z mafiami, które też między sobą będą rywalizować o walizkę. Wszystko to w jednym blaszaku przez 80 minut. Pod koniec zaczyna się to mieszać - kto do kogo strzela - ale nie chodzi o to by to miało sens, po prostu zajechano pod blaszak i coś trzeba było nakręcić. I tak oto mafia włoska jest reprezentowana przez Murzyna - Adriana Holmesa (który się chełpi, że urodził się w Rzymie) oraz aktora o nazwisku Darren Shahlavi, pochodzącego z Anglii, mającego perskie korzenie, zaś na ogół grającego Cyganów - z racji iście cygańskiej urody, tutaj zagrał Włocha. Oczywiście w filmie żadne włoskie słowo nie pada, co by przypadkiem się bardziej nie ośmieszyć.
Masakra, stracony czas. Przez pewien czas byłem pewien, że to nie jest film akcji tylko parodia tego typu filmów. W pierwszej scenie niejaki Hunt - członek ekipy Steve'a Austina na akcję odbicia zakładników zabiera ze sobą śrutówkę o imieniu Daisy, sam Austin zaś przy spotkaniu z napastnikiem celowo ściąga kask a następnie idzie "z byka". Zaś przed tą akcją Austin przejmuje negocjacje z terrorystami i oznajmia: "nie będzie żadnych rozmów, od razu wchodzimy". To jednak dopiero zalążek paranoi w opuszczonym blaszaku, która zaczyna się kilka minut później.
Ocena Civil.pl: 20%
The Package
Steve Austin i Dolph Lundgren w klasycznym filmie akcji - na terenie kanadyjskim. Austin gra osiłka, który pracuje u lokalnego bossa (Wielkiego Dougha) i trudni się odbieraniem długów od różnej maści rzezimieszków. Pewnego dnia jego pracodawca ma dla niego specjalne zlecenie - ma dowieść pewien mały przedmiot do Niemca (Lundgren), w zamian za to boss anuluje długi jego brata. Z pozoru proste zadanie się bardzo komplikuje, kiedy wszyscy pragną przechwycić przesyłkę, co wymusza na Austinie niekończące się walki i strzelaniny, aż do finału - w którym to owa paczka okazuje się czymś całkowicie innym aniżeli się tego wszyscy spodziewali.
Co jeszcze można powiedzieć o tym klasycznym filmie typu straight to Blue-Ray? Przeczytałem gdzieś opinię: "mnóstwo akcji, zero gry aktorskiej" i to oddaje wszystko. Austin - on nawet nie próbuje grać swoich postaci, jest sobą - czyli osiłkiem mierzącym 188cm, pełnym siły i wigoru. Lundgren też od pewnego czasu we wszystkich tańszych produkcjach gra wyłącznie siebie - silnego olbrzyma, który niszczy wszystko na swojej drodze w widowiskowy i zabawny sposób. Szwed ma już pięćdziesiąt parę lat i spokojnie ciągnie do emerytury, jak inne podstarzałe gwiazdy kina akcji.
Ocena Civil.pl: 49%
The Condemned
Pewien bogaty producent telewizyjny organizuje internetowe show, w którym udział bierze 10 skazanych na karę śmierci. "Zabawa" polega na tym, iż każdy z nich jest przenoszony na małą wyspę, na której w przeciągu 30 godzin mają się wzajemnie pozabijać, ostatni przy życiu zostanie uwolniony i dostanie nagrodę pieniężną. Brzmi jak "The Tournament"? Owszem, ale w tym filmie występuje dwóch wyjadaczy tanich filmów akcji: Steve Austin i Vinnie Jones. Ten pierwszy gra "dobrego" a drugi "złego" - co jest też raczej typowe. Oczywiście, w tego typu produkcjach nie doczekamy się spokojnego finału - ponieważ tak jak "The Tournament" źli ludzie, którzy organizują zawody polegające na zabijaniu ludzi muszą zostać ukarani. I to nie jest spoiler, tylko przypomnienie oczywistości, realiów tego gatunku.
Dzielny Steve Austin, zły i wredny Vinnie Jones, który został przerysowany do granic absurdu (np. przez kilkanaście minut znęca się nad jednym z uczestników show - i jest to pokazane tak, jakby go przez ten czas 10 razy zabił a on cały czas żyje) - to dużo za mało by stworzyć przyzwoity film akcji. Podobnie jak Michael Madsen, który rocznie gra w 10 tanich filmach, tak Steve i Vinnie chętnie użyczają swoich twarzy do gorszych i tańszych pozycji - gdzie zawsze grają w ten sam sposób i robią to samo. Klasycznie obita twarz Jonesa i mnogość ran na ciele Austina - to klasyk. Ten były wrestler w każdej chyba swojej produkcji (nie widziałem każdej, ale widziałem kilka) daje się obić do granic niemożliwości - co mu w niczym nie przeszkadza. W klasycznym pośmiewisku "Maximum Conviction" - gdzie razem z Seagalem ratują więzienie, też dostaje co chwila po łbie i co? I nic. Ot taki urok tego aktora...
Ocena Civil.pl: 45%
Maximum Conviction
Steven Seagal i Steve Austin robią film! Seagal (mniejsza o to jak się nazywa postać jaką grą - to bez znaczenia i tak zawsze gra siebie) doprowadza do tajnego więzienia dwie kobiety, jedna z nich jest powiązana z CIA i posiada tajne informacje o nielegalnych transferach pieniędzy. Więzienie zostaje zaatakowane przez zbuntowanych agentów, którzy chcą przejąć kobietę i jej informacje - które są warte 200 milionów dolarów. Seagal i Austin muszą obronić obiekt, mając do dyspozycji mało amunicji i niewielu ludzi. Co się dzieje dalej? To co zwykle. Seagal pokonuje każdego wręcz, nie otrzymując nigdy żadnego ciosu a Austin za to przyjmuje ich niesamowicie dużo, od razu się jednak regeneruje i jest gotowy do dalszej walki... Obaj panowie grają więc siebie pod jakimiś wymyślonymi nazwiskami.
Nielogiczna fabuła - pełna większych lub mniejszych błędów, przeplatana dziwnymi ujęciami z kamer ochrony + strzelaniny i słabe sceny walki. Dzielny, 61-letni już Seagal serwuje swoim fanom to co zawsze - siebie w roli człowieka niezniszczalnego, którego nie da się w żaden sposób uderzyć czy pokonać + bandę złych gości, których należy wykończyć. I tak przez około 90 minut. Produkcja jest ciężka, fabuła wątła, akcja na niskim budżecie. Generalnie tylko dla fanów.
Ocena Civil.pl: 39%