Kill Me Three Times
Australijska komedia sensacyjna w stylu Tarantino. Alice (Alice Braga) żyjący w pięknych australijskich plenerach ma kochanka i plan by z nim uciec w siną dal. Ma jednak problem, ponieważ kilka osób (z różnych powodów) ... planuje ją zabić. Na jej życie czyha płatny killer – Charlie Wolfe (Simon Pegg) wynajęty przez męża Alice, jak również pewien dentysta wraz z żoną.
Nie da się ukryć, iż jest to bardzo zgrabna komedyjka, może z nieporywającą fabułą, jednakże bardzo przyjemna do oglądania. W rolach drugoplanowych pojawia się np. Luke Hemsworth (brat Chrisa i Liama). Nie za bardzo da się więcej o takim filmie cokolwiek napisać, po prostu warto obejrzeć jak się ma trochę więcej czasu.
Ocena Civil.pl: 65%
Elysium
W roku 2154 wszyscy bogaci ludzie żyją w rezerwacie zwanym Elysium, zlokalizowanym w przestrzeni kosmicznej niedaleko Ziemi. Niezamożni rezydują zaś na planecie Ziemia, która jest zrujnowana i dręczona przez różne choroby. Wśród biednych znajduje się niejaki Max (Matt Damon), który zostaje napromieniowany podczas pracy i aby przeżyć musi skorzystać z usługi komory leczącej znajdującej się na Elysium. Max podejmuje się więc misji dostania się do "raju", przy okazji występując przeciwko podziałowi na bogatych i biednych. Po drugiej strony znajduje się Delacourt (Jodie Foster) - bezwzględna obrończyni dotychczasowego ładu, zarządzająca obroną Elysium.
Ten film to nieporozumienie. Duży budżet - 115 mln dolarów - którego kompletnie nie widać. Scenariusz i realia były pisane na kolanie, nie zadbano o nic. Za niecałe 150 lat wg scenarzysty i reżysera (Neill Blomkamp) dochodzi do większej latynizacji USA (hiszpańskiego jest więcej na ulicach...), roboty przejmują pracę policji, pojawiają się lekko futurystyczne samochody i ... koniec! Taką wizję 2154 roku można było mieć w roku 1950. William Fichtner w roli Johna Carlyle (biznesmena z Elysium) do pisania na komputerze używa Applowskiej klawiatury i używa nieco fantazyjnego monitora LCD - to już kpina. Patrząc po tym jak rozwija się rynek komputerów z roku na rok nie można zakładać, że za 150 lat ktoś będzie siedział przy Apple'u i pisał program jądra sterującego bazą kosmiczną. Pokazano ponadto jakieś meksykańskie slumsy imitujące Los Angeles i kilka lekko dynamicznych akcji. Całe to pseudo kino sci-fi nie nadaje się dla nikogo. Całkowicie zmarnowany potencjał, beznadziejna fabuła. Film trwa ledwie sto parę minut a ciągnie się niemiłosiernie. Porażka na całej linii.
Ocena Civil.pl: 39%