Masterminds (Asy bez kasy)
"Masterminds" to amerykańska komedia kryminalna bazująca na prawdziwej historii mającej miejsce pod koniec lat 90-tych ubiegłego wieku. W marcu 1997 roku w Jacksonville zostało zrabowane prawie 19 mln dolarów z depozytu firmy zajmującej się transportem gotówki a tego zuchwałego skoku dokonał David Scott Ghantt w filmie grany przez Zacha Galifianakisa. Film w (zamyśle) zabawny sposób opowiada o okolicznościach tego skoku. David to życiowy nieudacznik, mający się ożenić z przedziwną kobietą o imieniu Jandice (Kate McKinnon). Po tym jak główny bohater poznaje w pracy blondynkę o imieniu Kelly ( Kristen Wiig), traci dla niej głowę i decyduje się wziąć udział w kryminalnym przedsięwzięciu kierowanym przez tajemniczego Steve'a (Owen Wilson).
Film miał budżet wynoszący 25 mln dolarów i udało mu się wygenerować niewiele większy przychód, nieprzekraczający 30 mln dolarów. "Masterminds" został odebrany raczej chłodno przez widzów i słabo przez krytyków (34% pozytywnych recenzji w Rotten Tomatoes). Moim zdaniem ta komedia kryminalna jest słaba z kilka powodów. Po pierwsze: Zach Galifianakis, to aktor niesamowicie charakterystyczny, kojarzący się przede wszystkim z trylogią "Hangover", niestety jego komediowy urok nieco przez lata przygasł i obecnie ciężko mu się wznieść na wyżyny swojego talentu. Owen Wilson w tym filmie też raczej nie wyszedł poza rewiry swojej przeciętności, jednak najgorzej zaprezentował się Jason Sudeikis, w żenujący sposób udający (przynajmniej głosem) Brada Pitta. Kolejny mankament tego filmu to raczej ospała fabuła, zawierająca kilka komediowych gagów raczej średniej klasy. Produkcja nie zawiera zbyt wielu walorów, będąc raczej przykładem przeciętnego kina. Obecnie film ten można obejrzeć np. na Netflixie.
Ocena Civil.pl: 55%
No Escape
Jack (Owen Wilson) przenosi się wraz z żoną Annie (Lake Bell) i dziećmi do azjatyckiego kraju, w którym ma podjąć zatrudnienie. Tuż po przylocie, w kraju ma miejsce przewrót wojskowy, zaś na ulicach rozgrywają się dantejskie sceny. Grupy tubylców krążą po mieście i zabijają każdego obcokrajowca, którego złapią. Jack i jego rodzina mają przeciwko sobie hordy zbuntowanych Azjatów, zaś po swojej stronie jedynie tajemniczego Hammonda (Pierce Brosnan), który oferuje swoją pomoc w wydostaniu się z Azjatyckiego piekła.
Od razu muszę przyznać, iż ta produkcja nie spodobała mi się. Kosztujący zaledwie 5 mln dolarów film zarobił prawie 55 mln i to chyba jedyny plus o którym mogę wspomnieć. Akcja ma miejsce w nienazwanym azjatyckim kraju (ze względu zapewne marketingowych, ponieważ tamtejszy rejon żyje z turystyki i sugerowanie, iż w jakimś kraju doszło do takich wydarzeń, nawet na filmie, mogłoby zapewne wpłynąć negatywnie na wizerunek kraju, ta pozorna ostrożność jednak zdała się na nic). Ujawniono w filmie, iż "ten" kraj ten graniczy z Wietnamem, a sama produkcja i tak wywołała niepokoje społeczne w Kambodży, gdzie zakazano emisji "No Escape". Skąd te kontrowersje? Akcja filmu, choć bardzo dynamiczna bazuje na pokazywaniu prostej, nieuzasadnionej przemocy, która w "No Escape" próbuje być racjonalizowana. Główni bohaterowie przedstawieni są jako niemalże idealna amerykańska rodzina przeciwstawiona azjatyckim fanatykom. Ten kontrast bije po oczach przez cały seans. Z związku z tym w wielu recenzjach padły oskarżenia o ksenofobię. Dość jednak o polityce, ponieważ pomimo tych kontrowersji sama akcja nie wciąga i jest do bólu przewidywalna. Przy okazji: Pierce Brosnan po raz kolejny zagrał ciekawą postać i wypadł świetnie na tle nijakiego Owena Wilsona czy Lake Bell. Nie polecam.
Ocena Civil.pl: 59%
The Big Bounce
Nie jestem fanem komedii z udziałem Owena Wilsona - od tego zdania zacznę i na nim skończę... W filmie "The Big Bounce", Wilson wciela się w postać złodziejaszka Jacka Ryan'a, który to na Hawajach po drobnych perypetiach dostaje pracę u lokalnego sędziego i właściciela Bungalowów - Waltera Crewes'a (w tej roli sam Morgan Freeman). Jednak to nie naprawianie pryszniców w domkach jest aspiracją zaradnego Jack'a a skok wraz piękną Nancy (Sara Foster) na kasę miejscowego bogacza Ray'a Ritchie (Gary Sinise).
Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale oprócz już wymienionych w rolach drugoplanowych występują jeszcze: Charlie Sheen i Vinnie Jones. Ten pierwszy wciela się w pracownika Ritchiego - Boba Rogersa Juniora - a drugi w niejakiego Lou Harrisa (poturbowanego na początku filmu przez Jacka). Wspominając Boba Rogersa Juniora nie można zapomnieć o Bobie Rogersie Seniorze, jego gra Harry Dean Stanton. Obsada naprawdę imponująca.
Co z tego, skoro ten film jest potwornie nudny i rozczarowujący. Akcja praktycznie nie istnieje. Zamiast sensownej fabuły mamy zlepek całkowicie przypadkowych scen, które na końcu filmu nie układają się w żadną całość. Jack i Nancy m. in. kradną samochód, włamują się do domu policjanta geja, dopływają do PUSTEJ łódki na morzu w której to rozmawiają w zasadzie o niczym. Gdyby jeszcze te sceny chociaż śmieszyły... Zakończenie filmu, na które trzeba spuścić kurtynę milczenia jest jeszcze gorsze niż cała reszta.
Postać grana przez Charlie Sheena jest całkowicie nieśmieszna, pozbawiona charakterystycznego dla tego aktora humoru. Owen Wilson może i próbuje grać zabawnego złodziejaszka, ale tak naprawdę on we wszystkich swoich filmach jest zawsze taki sam. Tak jak napisałem na początku: nie przepadam za filmami z tym aktorem, a po "The Big Bounce" mogę śmiało powiedzieć: Nie znoszę filmów z tym aktorem.
Ocena Civil.pl: 20%