Don't Look Up (Nie patrz w górę)
Netflix co roku w okolicy Świąt Bożego Narodzenia wypuszcza superprodukcję, w poprzednich latach "stawiał" na filmy akcji, w tym roku jednak zdecydował się na czarną komedię w gwiazdorskiej obsadzie. Dwójka niedocenianych astronomów: Kate Dibiasky (Jennifer Lawrence) i Dr Randall Mindy (Leonardo DiCaprio) odkrywają, że za pół roku w Ziemię uderzy olbrzymia kometa, która spowoduje zagładę planety. Swoim odkryciem dzielą się z prezydent USA (w tej roli świetna Meryl Streep), jednak Biały Dom nie wydaje się być zainteresowany tematem co zmusza bohaterów do odbycia touru w mediach. Kate i Randall goszczą w popularnym programie informacyjnym prowadzonym przez Brie Evantee (Cate Blanchett) i Jack Bremmera (Tyler Perry), jednak nawet media nie interesują się rychłym końcem świata i wolą rozmawiać o piosenkarce Riley Binie (w tej roli Ariana Grande). W rezultacie światowi liderzy tracą czas na walkę ze śmiertelnym zagrożeniem, orientując się w powadze sytuacji zbyt późno.
Film stanowi satyrę dzisiejszych czasów, zdominowanych przez koncerny (w filmie sparodiowano lidera branży komórkowej, który rządzi samą prezydent USA), social media i ludzi ogłupionych medialną papką. Film Adama McKaya (będącego zarówno reżyserem jak i scenarzystą) zmusza do myślenia i gorzki sposób komentuje dzisiejszą rzeczywistość, w której liczy się pieniądz i sława a nie wyższe wartości. Obraz trwa ponad 2 godziny i oprócz już wymienionych gwiazd występują w nim między innymi: Rob Morgan, Jonah Hill, Scott Mescudi, Melanie Lynskey czy Ron Perlman. Budżet produkcji wyniósł 75 mln dolarów, co oczywiście wydaje się być realną kwotą zważywszy na listę aktorów. Netflix "Don't look up" włożył trochę kij w mrowisko, bo firma sama jest wielką korporacją, uzależniającą ludzi od swoich produkcji i seriali, więc film można też odbierać jako autosatyrę. Nie mniej jednak dobrze, że tym razem gigant VOD zamiast inwestować grube pieniądze w kolejną "strzelankę" postanowił zmusić swoich widzów do nieco refleksji. Moim zdaniem to dobry krok. Amazon przygotował równie refleksyjny film pt. "Being the Ricardos" opowiadający o życiu Lucilli Ball z Nicole Kidman i Javier Bardem, jeszcze nie widziałem tego filmu, ale już teraz widać, że to Netflixowi udało się bardziej zainteresować widzów swoją świąteczną superprodukcją.
Ocena Civil.pl: 73%
Once Upon a Time... in Hollywood (Pewnego razu... w Hollywood)
Najnowszy film Quentina Tarantino to komediodramat, którego akcja ma miejsce 1969 roku w Hollywood. Główni bohaterowie to aktor i gwiazdor Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) oraz jego dubler i przyjaciel Cliff Booth (Brad Pitt). Rolę drugoplanową żeńską gra Margot Robbie wcielająca się w Sharon Tate. Obsadę uzupełnia... kilkadziesiąt nazwisk znanych i mniej znanych aktorów, z których zdecydowana większość występuje w jednej czy może dwóch scenach. Ciężko będzie wymienić wszystkich, więc poprzestanę na kilku nazwiskach: Kurt Russell, Emile Hirsch, Dakota Fanning, Luke Perry (ostatnia rola w życiu, aktor niestety zmarł przed premierą tego filmu) czy Al Pacino. Romana Polańskiego gra polski aktor, Rafał Zawierucha, ale jego rola jest także mocno epizodyczna. Film opowiada kulisy amerykańskiej branży filmowej końca lat 60-tych ... oraz wprowadza alternatywną historię ataku sekty Charlesa Mansona na willę Polańskiego. Nie zdradzając fabuły, wspomnę tylko iż film w żadnym wypadku nie jest "na faktach".
"Once Upon a Time... in Hollywood" do tegorocznych Oscarów przystępuje z 10 nominacjami na koncie, ale wg bukmacherów nie jest faworytem do głównej nagrody "obrazu roku", faworytem i to zdecydowanym jest za to Brad Pitt, który najpewniej otrzyma statuetkę za rolę drugoplanową. Rolę drugoplanową tylko z nazwy, ponieważ udział Pitta w tym filmie jest podobny jak DiCaprio, ten duet buduje całą fabułę. Film ten dostał jak na produkcję Tarantino tylko bardzo dobre (a nie rewelacyjne) noty od widzów: 7.8/10 w serwisie IMDB i 85% pozytywnych recenzji od krytyków wg Rotten Tomatoes. Bezapelacyjny jest za to sukces finansowy: około 390 mln dolarów (na ten moment) przy budżecie wynoszącym około 90 mln. Bez wątpienia "Once Upon a Time... in Hollywood" to kolejny świetny film, świetnego reżysera, ale nie sposób zauważyć kilka wad. Całość trwa ponad 160 minut a na ekranie gości mnóstwo postaci, wygląda to tak jakby Tarantino chciał umieścić w małych epizodach jak najwięcej aktorów, tworzy to pewnego rodzaju chaos. Poszczególne sceny nie są tak wysmakowane jak np. w Bękartach wojny i zrezygnowano także z dzielenia produkcji na segmenty. Nie do skrytykowania za to jest gra aktorska i doskonały występ Brada Pitta i Leonardo DiCaprio. Świetnie także oddano klimat lat 60-tych i panujących wówczas realiów. "Once Upon a Time... in Hollywood" to kolejna wielka pozycja w dorobku Tarantino. Obecnie film można obejrzeć w serwisach typu VOD (np. Chilli).
Ocena Civil.pl: 81%
The Wolf of Wall Street
Leonarda DiCaprio to aktor wybitny, grający rzadko, ale za to tak, że zawsze zapada w pamięć. W "The Wolf of Wall Street" Martina Scorsese'a Leo wciela się w postać Jordana Belforta - maklera giełdowego, który przeżył tzw. American Dream czyli od zera wspiął się na wyżyny bogactwa (oczywiście za pewną cenę). Jordan Belfort obecnie pracuje jako motive speaker (motywator), wydał również książkę, na kanwie której powstał ten film. Ciekawostką jet również fakt, iż Belfort pojawia się w filmie o sobie, gra malutki epizodzik w końcowej scenie "Wilka z Wallstreet". Życiorys Belforta porywa, nie tylko dlatego iż ten urodzony w Nowym Jorku makler do wszystkiego doszedł sam, bardziej dlatego iż zapłacił wysoką cenę za bycie na szczycie, spadł z niego, a mimo to udało mu się wyprostować swoje życie.
Leonardo, pomimo iż po raz kolejny w życiu rozminął się z Oscarem, zagrał niesamowicie: kreując postać obrzydliwie bogatego, uzależnionego od leków, narkotyków, seksu i alkoholu maklera. Akompaniował mu znany z komedyjek Jonah Hill (jako Donnie Azoff), tym razem wspinający się na wyżyny swojego kunsztu (za co dostał nominację do Oscara). Główną rolę żeńską zagrałą Margot Robbie (jako żona Belforta - Naomi) - młoda Australijka, obdarzona oryginalną urodą. W trzecim rzędzie pojawiają się: Matthew McConaughey (zagrał malutki epizod, ale za to w jakim stylu!), Kyle Chandler (znany bardziej jako Gary z serialu "Early Edition" czyli "Zdarzyło się jutro"), Jon Bernthal (znany z "The Walking Dead") oraz Cristin Milioti (znana z "How I met Your Mother).
Film trwa trzy godziny, kosztował 100 mln dolarów, zwrócił się zarabiając prawie 400. Zdobył pięć nominacji do Oscara i ... żadnej statuetki. Pomimo jednak braku Nagrody Akademii - "The Wolf of Wall Street" to pozycja typu "must seen", która każdy miłośnik kina musi zaliczyć.
Ocena Civil.pl: 81%
Django Unchained
Kolejny wielki film Quentina Tarantino. Tym razem western, bardzo pieczołowicie przygotowany i świetnie zagrany. Dr. King Schultz (Christoph Waltz - Oscar za tę rolę) to łowca nagród, który niegdyś był podobno dentystą a teraz jeździ po terytorium USA i zabija ludzi w zamian za wyznaczone za ich głowy nagrody. Potrzebując pomocy, werbuje niewolnika - Django (Jamie Foxx), któremu obiecuje wolność w zamian za pomoc w zabiciu trzech braci. Po wykonaniu tego zlecenia, panowie kontynuują współpracę. Django zwierza się, iż marzy by odzyskać swoją żonę - Broomhildę von Schaft (Kerry Washington), która została wykupiona przez bogacza Calvina Candie'ego (Leonardo DiCaprio). Dr. Schultz postanawia pomóc przyjacielowi i razem angażują się w ryzykowną misję, która wiedzie do posiadłości Candie'go. Tak po krótce można scharakteryzować fabułę. Oczywiście z grubsza, ponieważ jak u Tarantino, smaczków i wątków jest bez liku. Po drodze spotykamy zapomnianego już Dona Johnsona (w latach 90. grał w serialu Nash Bridges) oraz co ciekawe - nawet Jonaha Hilla - obecną gwiazdę kina komediowego. Sam Quentin też pojawia się jako aktor, w bardzo małej roli.
To co robi wrażenie - to niesamowite dopracowanie detali. Sceny są zrobione perfekcyjnie, uwaga reżysera skupiła się na najmniejszych możliwych szczegółach. Jedyne do czego można się przyczepić, to chyba nieco zbyt wolne tempo, jak na prawie 3 godzinny film. Waltz wypadł dużo słabiej niż w "Inglorious Bastards" a mimo to Akademia Filmowa i tak dała mu statuetkę za rolę drugoplanową. Według mnie, dużo lepszy był od Austriaka Leonardo DiCaprio, który zaliczył kolejną wielką i świetną rolę w swoim bogatym dorobku.
Django to wielki film, wielkiego reżysera.
Ocena Civil.pl: 81%
Blood Diamond
Film z 2006 roku, który oglądałem w ramach świątecznych zaległości z Leonardo DiCaprio w roli głównej. Dzielny Leo gra tutaj Danny'ego Archera, który w Afryce szuka sposobu na dorobienie się, a że w roku 1994, zwłaszcza w Sierra Leone jest to niełatwe to też jego szanse na zdobycie bogactwa są małe. Przypadkiem spotyka Solomona Vandy'ego, przymuszanego przez rebeliantów do niewolniczej pracy przy wydobyciu diamentów. Rodzina Vandy'ego została uprowadzona, a on sam cudem przeżył. Jego polisą na życie stał się diament, który znalazł i zakopał w miejscu tylko sobie znanym. Archer proponuje Solomonowi układ: uwolni jego rodzinę w zamian za cenny kamień. Aby zrealizować swoją część umowy, wykorzystuje znajomość z amerykańską dziennikarką - Maddy (Jennifer Connelly).
Ten przygodowy dramat, trwający około półtorej godziny koncentruje się dosyć realistycznie na problemach Afryki: przemocy, brutalności, braku stabilizacji i biedzie, a mimo to realizuje główny wątek. Moim zarzutem jest zbytnie rozciągnięcie tego filmu - co jednak przy dużym budżecie (około 100 mln dolarów) wydaje się być uzasadnione. Dzieło zarobiło na siebie, pokryło wydatek i przysporzyło producentom zysku - aczkolwiek zapewne nie tak wielkich na jakie oni liczyli. Generalnie jest to dosyć ciężki film, pełen zwrotów akcji.
Ocena Civil.pl: 70%