Netflix

Netflix to amerykański serwis typu VOD założony w 1997 roku w Kalifornii. Serwis słynie z wielu własnych produkcji, przede wszystkim seriali oraz w mniejszym stopniu także filmów. Dostęp do zasobów jest możliwy po wykupieniu jednego z kilku dostępnych abonamentów. Na naszym blogu recenzujemy produkcje rodzime serwisu.

Ocena: 79 Orange Is the New Black (Season: 7)

Kultowy serial Netflixa zadebiutował latem w 2013 roku i od tamtej pory uważany jest przez wielu za "wizytówkę" tego serwisu VOD. "Orange Is the New Black" rozpoczął się od historii Piper Chapman (Taylor Schilling), bogatej kobiety, z dobrego domu sprowadzonej na złą "ścieżkę" przez Alex Vause (Laura Prepon). Piper za przestępstwa narkotykowe zostaje skazana na 15 miesięcy więzienia i musi odbyć karę w więzieniu w Litchfield. W ten sposób rozpoczyna się pierwszy sezon tej opowieści. Przez kolejne śledzimy losy Piper i jej więziennych koleżanek. W sezonie siódmy Piper jest już na wolności i dostosowuje się do życia poza więzieniem, ale w zamknięciu pozostaje dalej Alex Vause. Akcja siódmego sezonu ma miejsce głównie w więzieniu o maksymalnym rygorze w Litchfield, jak również w ośrodku internowania nielegalnych uchodźców. Podobnie jak w poprzednich częściach, większość odcinków zawiera tzw. "feature characher" (postać wiodącą), której poświęcone są retrospekcje. Podobnie jak w sezonie szóstym, także w siódmym zrezygnowano z pokazywania dalszych losów wielu postaci, skupiających się mocniej na podstawowej obsadzie. Na kilka odcinków powraca jednak Maritza Ramos grana przez Dianę Guerrero. Postacie pominięte w ostatnich sezonach pojawiają się w charakterze gości w ostatnim odcinku serii.

Samo odchudzenie obsady, które w siódmym sezonie poszło jeszcze dalej niż w szóstym było moim zdaniem dobrym posunięciem. W ostatnim sezonie wprowadzono co prawda kilka nowych postaci powiązanych z ośrodkiem internowania uchodźców, ale skupiono się mocno na rdzennej obsadzie. To jest plus, ponieważ serial stał się przez to nieco mniej chaotyczny. Niestety OItNB bardzo silnie uderza w polityczne tony, jasno pokazując swój sprzeciw wobec twardej polityce D. Trumpa i jego administracji wobec uchodźców. Całą machinę ICE (policja imigrancka odpowiadająca za deportacje nielegalnych imigrantów) pokazano od najgorszej strony, a deportowane kobiety jako niewinne ofiary systemu. Bardzo dużo czasu i scen poświęcono na zajęcie "pro-imigranckiego" stanowiska przez twórców. Prawda na ogół leży po środku a zbytnie koloryzowanie jednego poglądu na ogół nie przynosi spodziewanego efektu... Nie zamierzam zabierać żadnego stanowiska w tej sprawie, bo nie mieszkam w USA i nie potrafię się odnieść merytorycznie do tego problemu, ale trochę nie podobało mi się jak nieobiektywnie twórcy serialu podeszli do tego tematu. Ale takie ich prawo by pokazać tę sprawę z dowolnej perspektywy. Pomijając jednak ten aspekt, ostatni sezon się broni i godnie domyka całą serię. Od 2013 roku co wakacje widzowie na całym świecie zasiadali do tego serialu z wypiekami na twarzy, ciekaw jestem czy Netflix zaproponuje podobny format, równie przyciągający odbiorców. Na pewno ten amerykański gigant będzie musiał czymś zapełnić letnią ramówkę w przyszłym roku...

Ocena Civil.pl: 79%

Ocena: 39 Our House (Nasz dom)

Ethan (Thomas Mann) to młody naukowiec, pracujący wraz ze swoją dziewczyną Hanną (Nicola Peltz) nad urządzeniem mającym tworzyć bezprzewodowy prąd. Wkrótce ambitne plany bohatera zmieniają się, po tym jak giną jego rodzice i musi on się zająć młodszym rodzeństwem (siostrą i bratem). Nie rezygnuje jednak z pracy nad urządzeniem, które zamiast jednak generować prąd budzi do życia dusze zmarłych, zaczynające nawiedzać dom Ethana. Prosta, ograna do maksimum fabuła. Dom + nadprzyrodzone moce, takich horrorów były tysiące.

Produkcję można obecnie obejrzeć na Netflixie. Ten amerykańsko-kanadyjsko-niemiecki horror to bardzo słaby zawodnik w swojej kategorii. Dlaczego? Zarzut, który powtarza się najczęściej od widzów i krytyków to: nuda. Film jest bardzo ospały, wolno się rozkręca, nasycono go kiepskimi scenami, wypychającymi czas emisji do przepisowych 90 minut. Bardzo słabo wypada także scenariusz, pisany na kolanie i posiadający masę luk w fabule. Do tego należy dodać kiepską grę aktorską, o ile jeszcze Thomas Mann wypada jako tako a Nicola Peltz wyróżnia się jak zwykle swoją urodą, to aktorzy dziecięcy grający rodzeństwo Ethana są jakby wycięci z jakieś parodii horrorów. To co jeszcze mi się nie podobało to taka przewijająca się przez cały czas beznadziejność bijąca z ekranu i nieustanne patrzenie na zegarek "ile jeszcze zostało...". "Our House" mogę polecić tylko największym koneserom horrorów, którzy są w stanie obejrzeć każdy koszmarek. Pozostali powinni trzymać się od tej produkcji tak daleko jak się da.

Ocena Civil.pl: 39%

Ocena: 44 The Hard Way

Niskobudżetowe filmy akcji osadzone w Rumunii to już niemalże klasyka tego gatunku. Swoje występy na rumuńskiej ziemi miało wiele aktorów np.: Steven Seagal czy Jean Claude Van Damme. Netflix postanowił spróbować sił w tym specyficznym gatunku i wyprodukował "The Hard Way" z udziałem Michaela Jai White'a, Luka Gossa i Randy Couture. Goss gra tutaj agenta specjalnego – Masona działającego w Bukareszcie, podczas jednej z akcji ginie jego partner Cody. Niejaki John Payne (w tej roli White) wyrusza z Nowego Jorku do stolicy Rumunii by wyjaśnić śmierć brata (czyli ją pomścić). Wspólnie z Masonem natrafiają na lokalny rumuński gang zajmujący się wymuszeniami, stręczycielstwem i sprzedażą narkotyków. Na czele gangu stoi tajemniczy Toro, legenda rumuńskiego półświatka.

Powstały setki, jeżeli nie tysiące filmów tego typu. Od wielu lat Steven Seagal czy pokrewni mu siłacze próbują swoich sił w filmach klasy C kręconych w Rumunii. Ten były kraj bloku wschodniego jak magnes przyciąga filmowców z małym budżetem, którzy pragną zrealizować mało ambitny film akcji. W przypadku "The Hard Way" wszystko jest jak zwykle, czyli kiepski scenariusz, do bólu przewidywalny, średniej jakości strzelaniny i sceny walki oraz cała banda złych rzezimieszków do wyeliminowania. To "kino" musi się tak odbywać: najpierw ktoś zostaje zabity, porwany itp. a później jeden lub dwóch "dobrych" mścicieli wyrównuje rachunki, po kolei zabijając przeciwników, na koniec zostawiając sobie głównego bossa. W zasadzie jest to tak oklepane, że można by było nawet napisać podręcznik dla początkujących reżyserów pt. "Tani film akcji kręcony w Rumunii"... Jeżeli ktoś ma nostalgię do lat 90-tych i filmów akcji klasy C na kasetach VHS, to myślę że obecne produkcje typu, choć dostarczane dzięki VOD a nie VHS mogą mu się wciąż podobać...

Ocena Civil.pl: 44%

Ocena: 60 Król zycia

Edward (Robert Więckiewicz) to mężczyzna w średnim wieku mieszkający z żoną Normą (Magdalena Popławska) i kilkuletnią córką w jednym z typowych warszawskich mieszkań średniej klasy. Na co dzień Edward pracuje w korporacji i nienawidzi swojej pracy, codziennie się w niej męczy i marzy o tym by ją rzucić. Zestresowany Edward zaniedbuje swoje relacje rodzinne, żyjąc na co dzień w pośpiechu i zmagając się z rzeczywistością. Wszystko się zmienia po tym jak Edward uderza się mocno w głowę po wypadku samochodowym. Po miesiącu w śpiączce główny bohater zmienia całkowicie nastawienie do życia, stając się całkowicie innym człowiekiem: otwartym, wesołym, cieszącym się z małych rzeczy, dostrzegającym piękno w codziennych sprawach. Tracąc po wypadku pracę, Edward zostaje bezrobotnym, ale nawet to nie przeszkadza mu cieszyć się z życia. Pełny energii spotyka swojego kolegę z dzieciństwa, Kapsla (Bartłomiej Topa), który od lat cierpi z powodu alkoholizmu. Edward postanawia mu pomóc wyjść z nałogu.

Film jakiś czas temu pojawił się w ofercie Netflixa, który od pewnego czasu wykupuje licencje na popularne polskie produkcje. Korzystając ze sposobności, nadrabiam delikatnie zaległości w polskim kinie. "Król życia" to film z pozytywnym przesłaniem, jednakże mający kilka poważnych mankamentów. Po pierwsze sama historia mnie nie wciągnęła, opowieść o korpoludku który w wyniku wypadku zamiast stresować się w openspace w jakieś warszawskiej firmie "odkrywa się na nowo" jeżdżąc bez celu windą i nadrabiając czas z żoną i córką raczej porywająca nie jest. Drugi ważny minus to wmieszany wątek Kapsla, którego historia została jakby wkomponowana w całość na siłę, aby rozepchać czas trwania filmu. Trochę tak to wygląda, jakby scenarzyści mieli pomysł na 60 minut filmu a reszta została dorobiona na kolanie. Dużym za to plusem jest świetna (jak zwykle) gra Roberta Więckiewicza, który po prostu jest w dobry w tym co robi i kropka. "Król życia" to polski komediodramat, który zebrał bardzo przeciętne oceny, zarówno w IMDB jak i na Filmwebie. I taka właśnie jest ta produkcja, niezapadająca w pamięć ani w historię polskiego kina.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 60 Murder Mystery (Zabójczy Rejs)

Nick (Adam Sandler) i Audrey (Jennifer Aniston) Spitzowie to para Nowojorczyków udająca się w zaległą podróż poślubną do Europy (po 15 latach małżeństwa...). Na co dzień Nick pracuje jako policjant i okłamuję żonę jakoby miał być detektywem, podczas Audrey trudni się fryzjerstwem. Podczas lotu do Europy Amerykanie spotykają Charlesa Cavendisha (Luke Evans), bogatego Brytyjczyka (alkoholika). Podpity Charles, w porywach fantazji zaprasza parę na jacht swojego wujka, Malcolma Quince'a. Po wahaniach Amerykanie przyjmują zaproszenie i rozpoczynają podróż statkiem wraz z tabunem bogaczy, do których kompletnie nie pasują. Wzorem amerykańskich odpowiedników naszych rodzimych Januszy, Nick i Audrey postanawiają wykorzystać pobyt na jachcie by pomieszkać w luksusowych warunkach i się dobrze najeść. Podczas pierwszej uroczystej kolacji zostaje zamordowany gospodarz. Para Amerykanów mimowolnie zostaje wmieszana w kryminalną intrygę, w której z upływem czasu jest coraz więcej ofiar. Ważne role w tym filmie grają jeszcze między innymi: Gemma Arterton i Dany Boon.

Film bez wątpienia jest hitem, ponieważ wg doniesień mediów, w niecały tydzień po jego emisji obejrzało go ponad 30 mln widzów. Gdyby ci ludzie zamiast VOD, poszliby na produkcję do kina, to "Zabójczy Rejs" już teraz byłby kasowym hitem. Przy średniej cenie amerykańskiego biletu do kina (12 dolarów), film po tygodniu miałby na koncie 360 mln zarobionych dolarów... Mimo to Netflix ma powody do triumfu, ponieważ na pewno popularność tego jednego filmu wpłynęła na sprzedaż wielu nowych abonamentów na całym świecie. Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że ta popularność nie wynika z fabuły, ale głównie z jednego nazwiska – Jennifer Aniston. Popularna i lubiana, a przez wielu uważana za kultową (za sprawą roli w "Przyjaciołach") aktorka dalej pomimo upływu lat czaruje widzów po obu stronach Oceanu Atlantyckiego. Niestety "Murder Mystery" to mocno przeciętna komedia kryminalna, niewnosząca niczego ożywczego. Bardzo słabo oceniona przez krytyków (35% pozytywnych recenzji w Rotten Tomatoes), ale w miarę przyzwoicie przez widzów (6.1 w serwisie IMDB). Niemniej jednak mamy wakacje, więc lekka komedia z ciekawymi aktorami, osadzona w europejskich plenerach będzie dobrą propozycją dla każdego widza mającego dostęp do Netflixa.

Ocena Civil.pl: 60%