The Messenger
Sierżant Will Montgomery (Ben Foster) po powrocie z bardzo ciężkiej misji zostaje przydzielony do kapitana Tony'ego Stone'a (Woody Harrelson). Ich zadaniem jest informowaniem rodzin poległych o śmierci żołnierza. Mają to robić szybciej niż inne źródła przekazu, wg procedur i ze stoickim spokojem. Zadanie oczywiście nie jest łatwe.
Ten bardzo ambitny dramat pokazuje wojnę od kuchni. Na ogół filmuje się sceny batalistyczne, wielkie bitwy, bohaterskie czyny. Tutaj zaś pokazana jest szara rzeczywistość ludzi, którzy na wojnie tracą najbliższych. Reagują różnie.
Woody Harrelson został nominowany za ten film do Oscara za rolę drugoplanową. Co prawdą szans na jego otrzymanie nie ma za dużych (przy rewaluacyjnej roli Christophera Waltza z Inglorious Bastards każdy wypada przeciętnie) - ale mimo kolejny raz udowodnił jak wszechstronnym i profesjonalnym jest aktorem. Ben Foster wypadł raczej przeciętnie - chociaż jego opowieść o prawdziwej wojnie w końcowych scenach tego filmu naprawdę przejmuje.
Ambitne dramaty nie przyciągają do kin rzeszy widzów i słusznie, bo takie filmy opłaca się bardziej oglądać w zaciszu domowym. Na pewno większe wrażenie to dzieło robi na publiczności amerykańskiej niż polskiej, ale mimo to warto obejrzeć, choćby bo to by sprawdzić czy 2 nominacje do Oscara są słuszne. Moim zdaniem tak.
Ocena Civil.pl: 80%
The Bad Lieutenant: Port of Call
Nicolas Cage jako Terence McDonagh - tytułowy "zły porucznik". Dlaczego zły? W trakcie akcji ratunkowej w Nowym Orleanie nabawił się kontuzji pleców, przez którą do końca życia musiał łykać środki przeciwbólowe. Owy środki szybko zamienił na prochy. Tymczasem w mieście ma miejsce brutalne zabójstwo senegalskich imigrantów. McDonagh doskonale wie, że za zabójstwem stoi bonzo: "Big Fate" (Xzibit), jednak aby go skazać, przeżyć do procesu musi główny świadek - kilkunastoletni chłopiec, który wcale odważny nie jest. McDonagh popada w coraz większe tarapaty w pracy, zadłuża się u bukmachera, podpada lokalnym oficjelom - więc postanawia postawić wszystko na jedną kartę i układa super ryzykowny plan. Postanawia pracować jako informator gangstera podejrzanego o zabójstwo Senegalczyków, przy okazji ma dostęp do narkotyków (bowiem gangster nimi handluje)...
Cage'owi w filmie partneruje Eva Mendes. Rolę drugoplanową (niewielką) gra Val Kilmer. "The Bad Lieutenant: Port of Call - New Orleans" to remake obrazu z 1992 roku. Oryginału nie widziałem, więc nie mam skali porównania. Nie mniej jednak jako "nie fan" Cage'a oceniam ten film jako średni, nie jest szczególnie wciągający, ale z pewności da się go obejrzeć.
Ocena Civil.pl: 60%
Road of No Return
Film zbudził u mnie mieszane uczucia w dosłownym znaczeniu tego słowa. Sądząc po okładce sądziłem, że będzie to ostry film akcji z Michaelem Madsenem i Davidem Carradinem. Madsen ostatnio występuje w bardzo wielu produkcjach (w większości niezbyt dobrych), wystarczy wspomnieć, że IMDB.com zanotowało około 28 pozycji (tylko z roku 2009!), w których on występuje. W "Road of No Return" dodatkowo jest producentem. David Carradine (3 czerwca 2009 zmarł w Bangkoku w dziwnych okolicznościach) też w ostatnich latach sporo występował. Nie mniej jednak spodziewałem się po cichu, że ten duet zaprezentuje się w sprawnym i szybkim filmie akcji. Niestety tak nie było.
W filmie zarówno Madsen i Carradine grają pracowników rządowych, którzy mają zwalczać przestępców narkotykowych. Owe zwalczanie polega na wynajmowaniu killerów, którzy to mają tych bossów eliminować. I to właśnie czwórka killerów gra w filmie pierwsze skrzypce. Prawdziwy miks osobowości: Foreigner czyli cudzoziemiec (grany przez Michaela Blain-Rozgay'a), Blacky czyli czarny (Ernest Anthony), Indianin (Jose R. Andrews) oraz Whitey czyli biały (Shane Woodson). Jak się okazuje: dobór bohaterów był zamierzony, bowiem film jest pełen rozmów o podtekstach rasowych. Żeby jeszcze bardziej skomplikować układankę, fabuła jest opowiadana ustami dziewczynki - Katie (Carlie Westerman), którą w wyniku zbiegu okoliczności opiekują się czterej killerzy.
W tym wszystkich akcji jest jak na lekarstwo. Nie ma tutaj strzelanin, pościgów, ucieczek. Są w zasadzie długie dialogi, próby naśladowania hitów (dostrzegłem podobieństwa do "Pulp Fiction") oraz dosyć absurdalne sytuacji. Np. Whitey (rasista) dowiaduje się od matki, że jest ma żydowskie podochodzenie, trochę to burzy jego obraz świata... A dowiaduje się dlatego, bo jego mamusia odwiedza go w dziupli killerów i ... postanawia tam zostać by chłopakom gotować i sprzątam. Reszta trochę narzeka, ale w sumie akceptuje taką kolej rzeczy. Dużo jest też innych absurdów, bo killerzy okazują się być bardziej zainteresowani opieką nad dziewczynką aniżeli wyplątaniem się z kłopotów.
Niestety Michael Madsen i David Carradine występują w tym filmie niewiele i też głównie w dialogach, bo obaj opowiadają różne historie - niemające z fabułą nic w wspólnego. Główni bohaterowie też o sobie co nieco mówią: Blacky interesuje się matematyką a Foreigner studiował kiedyś prawo.
Cały ten absurd jest spięty jakąś tam fabułą, jest zachowana kolejność wydarzeń. Zaletą (a może wadą) zdaje się być fakt, że bohaterowie używają prostego normalnego języka angielskiego i nie nadużywają slangu.
Widać, że była chęć zrobienia dobrego, niebanalnego filmu z elementami dramatu. Wyszła niestety gadanina, bo w tym filmie każdy zdaje się mieć bardzo dużo do powiedzenia. Nie są to jakieś nużące opowieści, ale chyba należało się zdecydować: albo się robi dramat albo się robi film akcji. Film można zaliczyć do kilku gatunków bo i czarnej komedii w nim sporo. Problem w tym, że on chcę być wszystkim naraz a tak naprawdę jest za słabiutki by w jakiś gatunek się wpasować.
Na pewno da się obejrzeć, jakieś pozytywy są łatwo dostrzegalne i każdy znajdzie jakieś blaski w tym pokazie cieni.
Ocena Civil.pl: 50%
V for Vendetta
Adaptacja komiksu "V for Vendetta" Alana Moore'a i Davida Lloyda na podstawie historii Guya Fawkesa. Za kamerą stanął James McTeigue zaś scenariuszem i produkcją zajęli bracia Wachowscy.
Tajemniczy "V" pragnie obalić totalitarny ustrój Anglii przyszłości. Krajem tym rządzi neofaszystowska partia Norsefire, która bazując na strachu ludzi przed wojną, chorobami i plagami zdobyła poparcie a następnie podporządkowała sobie całe społeczeństwo. Na czele tej machiny stoi kanclerz Adam Sutler, który za pomocą tajnej policji (sterowanej przez Creedy'ego) i podporządkowanych mediów utrzymuje kontrolę nad państwem.
Trochę o fabule: Evey Hammond zostaje uratowana przez V przed funkcjonariuszami tajnej policji. Od tej pory jej życie zmienia się diametralnie, bo jej losy zostają skorelowane z zamierzeniami V. A ten metodycznie zmierza do celu, którym 5 listopada ma być wysadzenie parlamentu. Zanim jednak to się stanie morduje wszystkie osoby, które dowodziły więzieniem Larkhill. Nie było to więzienie sensu stricto a bardziej laboratorium, w którym eksperymentowano na ludziach, którzy zostali zesłani za oportunizm lub homoseksualizm. Więźniowie byli zabijani i chowani w wspólnych mogiłach. V też był tam osadzony i doskonale wiedział, kto przyczynił się do tego by to miejsce mogło wyrządzić tyle złego. Dalej nie warto pisać o fabule, bo ona jest naprawdę ciekawa i jej zdradzanie ma ograniczony sens, lepiej to zobaczyć...
Główne role zagrali: Natalie Portman i Hugo Weaving. Ten drugi doskonale oddał klimat filmów wspaniałą grą aktorską. Długie dialogi wypowiadane staranną angielszczyzną są bardzo przekonujące. Nawet Portman udało się udawać angielski akcent.
Role drugoplanowe zagrali aktorzy brytyjscy: Stephen Rea, Stephen Fry, John Hurt i Tim Pigott-Smith.
Co tu można więcej powiedzieć, poza tym że oglądanie tego filmu to czysta przyjemność? Chyba nic więcej.
Ocena Civil.pl: 80%