dramat

Poniżej znajdują się filmy i seriale powiązane z tagiem: dramat

Ocena: 60 World Trade Center

Film Olivera Stone'a (z 2006 roku) opowiadający tragedię z 11 września 2001 przez pryzmat dwóch uwięzionych w gruzach policjantów: Johna McLoughlina (Nicolas Cage) i Willa Jimeno (Michael Peña) oraz ich rodzin (w roli żony McLouglina wystąpiła Maria Bello, żonę Jimeno zagrała Maggie Gyllenhaal).

Powiem szczerze, iż mam mieszane uczucia co do tego obrazu. Z gruzów (wg informacji podanych po napisach końcowych) WTC wydobyto tylko 20 żywych a historie przedstawionych w filmie policjantów i ich walki o życie na pewno są warte dokumentacji, pytanie tylko czy film fabularny może być lepszy od perfekcyjnego dokumentu? Wg mnie nie, ponieważ kino jednak rządzi się swoimi prawami. Osobiście uważam, że pewne tematy nie są materiałem do przeniesienia na duży ekran.

Być może jednak źle ten film odbieram, o wiele ważniejsze jest tutaj punkt widzenia przeciętnego Amerykanina, w którego nie potrafię się wczuć.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 90 Up in the Air

Dzisiaj (po rozdaniu Oscarów) wiadomo, że Up in the Air ten pomimo 6 nominacji nie otrzymał żadnej statuetki. Trochę szkoda - ale jednocześnie jest to dosyć sprawiedliwa kolej rzeczy - patrząc po tym, kto te statuetki zgarnął.

Up in the Air to film na kryzys. Ryan Bingham (w tej roli świetny George Clooney - nominacja do Oscara) z zawodu jest specjalistą do spraw doradztwa w karierze - czyli po polsku: dostaje zlecenia od korporacji - które chcą zwalniać pracowników. Aby składać owe wymówienia (po wygłoszeniu biurokratycznej formułki) podróżuje po całych Stanach Zjednoczonych samolotami. W powietrzu i w hotelach spędza ponad 300 dni w roku. To specjalista w swojej dziedzinie, lubiący swoją pracę - czyli karty chipowe, odprawy samolotowe, statusy lojalnego klienta itd. Na swojej drodze spotyka bratnią duszę - Alex (w tej roli nominowana do Oscara - Vera Farmiga), z którą wdaje się w romans. Byłoby świetnie, gdyby nie młoda pani psycholog - Natalie (Anna Kendrick - również nominowana do Oscara), która w firmie Binghama wdraża technologie odpraw pracowników przez Internet. Ta nowinka oznacza, że Ryan Bingham będzie musiał zamienić samoloty i hotele na gabinet i komputer podłączony do Internetu. Zanim to się jednak stanie Natalie musi poznać od środka jak wygląda praca specjalisty ds. doradztwa w karierze - wyrusza więc z Binghamem w "trasę".

"Up in the Air" na pewno nie jest słodką komedią romantyczną. To film ukazujący niezbyt radosne oblicze korporacyjności rozumianej poprzez materializm i pewien styl życia - podporządkowany karierze i samodoskonaleniu kosztem życia prywatnego. Historia opowiedziana w tym filmie nie przytłacza jakoś szczególnie, ale skłania do refleksji.

Oceniam ten obraz bardzo, ale to bardzo wysoko - ponieważ należy go zaliczyć do gatunku tzw. "must seen" - nie tylko ze względu na nominacje do Oscarów czy temat na czasie, tylko zwłaszcza po to by poprzez niezbyt ciężką historię skłonić się do chwili refleksji. Tutaj zachowano doskonale proporcje pomiędzy kinem-rozrywką a kinem refleksyjnym. 

Ocena Civil.pl: 90%

Ocena: 80 The Messenger

Sierżant Will Montgomery (Ben Foster) po powrocie z bardzo ciężkiej misji zostaje przydzielony do kapitana Tony'ego Stone'a (Woody Harrelson). Ich zadaniem jest informowaniem rodzin poległych o śmierci żołnierza. Mają to robić szybciej niż inne źródła przekazu, wg procedur i ze stoickim spokojem. Zadanie oczywiście nie jest łatwe.

Ten bardzo ambitny dramat pokazuje wojnę od kuchni. Na ogół filmuje się sceny batalistyczne, wielkie bitwy, bohaterskie czyny. Tutaj zaś pokazana jest szara rzeczywistość ludzi, którzy na wojnie tracą najbliższych. Reagują różnie.

Woody Harrelson został nominowany za ten film do Oscara za rolę drugoplanową. Co prawdą szans na jego otrzymanie nie ma za dużych (przy rewaluacyjnej roli Christophera Waltza z Inglorious Bastards każdy wypada przeciętnie) - ale mimo kolejny raz udowodnił jak wszechstronnym i profesjonalnym jest aktorem. Ben Foster wypadł raczej przeciętnie - chociaż jego opowieść o prawdziwej wojnie w końcowych scenach tego filmu naprawdę przejmuje.

Ambitne dramaty nie przyciągają do kin rzeszy widzów i słusznie, bo takie filmy opłaca się bardziej oglądać w zaciszu domowym. Na pewno większe wrażenie to dzieło robi na publiczności amerykańskiej niż polskiej, ale mimo to warto obejrzeć, choćby bo to by sprawdzić czy 2 nominacje do Oscara są słuszne. Moim zdaniem tak.

Ocena Civil.pl: 80%

Ocena: 60 The Bad Lieutenant: Port of Call

Nicolas Cage jako Terence McDonagh - tytułowy "zły porucznik". Dlaczego zły? W trakcie akcji ratunkowej w Nowym Orleanie nabawił się kontuzji pleców, przez którą do końca życia musiał łykać środki przeciwbólowe. Owy środki szybko zamienił na prochy. Tymczasem w mieście ma miejsce brutalne zabójstwo senegalskich imigrantów. McDonagh doskonale wie, że za zabójstwem stoi bonzo: "Big Fate" (Xzibit), jednak aby go skazać, przeżyć do procesu musi główny świadek - kilkunastoletni chłopiec, który wcale odważny nie jest. McDonagh popada w coraz większe tarapaty w pracy, zadłuża się u bukmachera, podpada lokalnym oficjelom - więc postanawia postawić wszystko na jedną kartę i układa super ryzykowny plan. Postanawia pracować jako informator gangstera podejrzanego o zabójstwo Senegalczyków, przy okazji ma dostęp do narkotyków (bowiem gangster nimi handluje)...

Cage'owi w filmie partneruje Eva Mendes. Rolę drugoplanową (niewielką) gra Val Kilmer. "The Bad Lieutenant: Port of Call - New Orleans" to remake obrazu z 1992 roku. Oryginału nie widziałem, więc nie mam skali porównania. Nie mniej jednak jako "nie fan" Cage'a oceniam ten film jako średni, nie jest szczególnie wciągający, ale z pewności da się go obejrzeć.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 50 Road of No Return

Film zbudził u mnie mieszane uczucia w dosłownym znaczeniu tego słowa. Sądząc po okładce sądziłem, że będzie to ostry film akcji z Michaelem Madsenem i Davidem Carradinem. Madsen ostatnio występuje w bardzo wielu produkcjach (w większości niezbyt dobrych), wystarczy wspomnieć, że IMDB.com zanotowało około 28 pozycji (tylko z roku 2009!), w których on występuje. W "Road of No Return" dodatkowo jest producentem. David Carradine (3 czerwca 2009 zmarł w Bangkoku w dziwnych okolicznościach) też w ostatnich latach sporo występował. Nie mniej jednak spodziewałem się po cichu, że ten duet zaprezentuje się w sprawnym i szybkim filmie akcji. Niestety tak nie było.

W filmie zarówno Madsen i Carradine grają pracowników rządowych, którzy mają zwalczać przestępców narkotykowych. Owe zwalczanie polega na wynajmowaniu killerów, którzy to mają tych bossów eliminować. I to właśnie czwórka killerów gra w filmie pierwsze skrzypce. Prawdziwy miks osobowości: Foreigner czyli cudzoziemiec (grany przez Michaela Blain-Rozgay'a), Blacky czyli czarny (Ernest Anthony), Indianin (Jose R. Andrews) oraz Whitey czyli biały (Shane Woodson). Jak się okazuje: dobór bohaterów był zamierzony, bowiem film jest pełen rozmów o podtekstach rasowych. Żeby jeszcze bardziej skomplikować układankę, fabuła jest opowiadana ustami dziewczynki - Katie (Carlie Westerman), którą w wyniku zbiegu okoliczności opiekują się czterej killerzy.

W tym wszystkich akcji jest jak na lekarstwo. Nie ma tutaj strzelanin, pościgów, ucieczek. Są w zasadzie długie dialogi, próby naśladowania hitów (dostrzegłem podobieństwa do "Pulp Fiction") oraz dosyć absurdalne sytuacji. Np. Whitey (rasista) dowiaduje się od matki, że jest ma żydowskie podochodzenie, trochę to burzy jego obraz świata... A dowiaduje się dlatego, bo jego mamusia odwiedza go w dziupli killerów i ... postanawia tam zostać by chłopakom gotować i sprzątam. Reszta trochę narzeka, ale w sumie akceptuje taką kolej rzeczy. Dużo jest też innych absurdów, bo killerzy okazują się być bardziej zainteresowani opieką nad dziewczynką aniżeli wyplątaniem się z kłopotów.

Niestety Michael Madsen i David Carradine występują w tym filmie niewiele i też głównie w dialogach, bo obaj opowiadają różne historie - niemające z fabułą nic w wspólnego. Główni bohaterowie też o sobie co nieco mówią: Blacky interesuje się matematyką a Foreigner studiował kiedyś prawo.

Cały ten absurd jest spięty jakąś tam fabułą, jest zachowana kolejność wydarzeń. Zaletą (a może wadą) zdaje się być fakt, że bohaterowie używają prostego normalnego języka angielskiego i nie nadużywają slangu.

Widać, że była chęć zrobienia dobrego, niebanalnego filmu z elementami dramatu. Wyszła niestety gadanina, bo w tym filmie każdy zdaje się mieć bardzo dużo do powiedzenia. Nie są to jakieś nużące opowieści, ale chyba należało się zdecydować: albo się robi dramat albo się robi film akcji. Film można zaliczyć do kilku gatunków bo i czarnej komedii w nim sporo. Problem w tym, że on chcę być wszystkim naraz a tak naprawdę jest za słabiutki by w jakiś gatunek się wpasować.

Na pewno da się obejrzeć, jakieś pozytywy są łatwo dostrzegalne i każdy znajdzie jakieś blaski w tym pokazie cieni.

Ocena Civil.pl: 50%