The Mule (Przemytnik)
Earl Stone to starszy mężczyzna, który od wielu lat żył po swojemu prowadząc małą plantację kwiatów. Przez lata zaniedbywał byłą żonę (Dianne Wiest), córkę (Alison Eastwood) i wnuczkę (Taissa Farmiga). Beztroskie życie dobiega końca po tym jak Earl bankrutuje i wtedy jak gdyby nic udaje się na ślub wnuczki, gdzie jest bardzo źle przyjęty. Po kłótni na weselu główny bohater zostaje zaczepiony przez jednego z gości, który przekazuje mu namiary na ludzi szukających dobrych i uważnych kierowców. Pozbawiony środków do życia Earl, zgłasza się pod wskazany adres i rozpoczyna pracę jako szmugler narkotyków dla meksykańskiego kartelu, jeżdżący z Teksasu do Illinois. Zajęcie zaczyna się podobać Earlowi, który dzięki tej "pracy" szybko staje na nogi, zaczyna pompować szmal w rodzinę i spłaca swoje długi. Mało tego, poczciwy staruszek jest tak dobry, że z czasem Meksykanie przerzucają jego pickupem coraz większe ilości narkotyków, przydzielając mu do pomocy Julio (Ignacio Serricchio), który staje się jego opiekunem. Po kolejnych sukcesach Earl dostaje zaproszenie na imprezę do Meksyku do szefa kartelu, Latona (Andy García). W filmie oprócz "sukcesów" głównego bohatera obserwujemy także pracę DEA, gdzie jednostka pod kierownictwem niejakiego Carla (Laurence Fishburne) ściga meksykański kartel narkotykowy, a dwóch agentów: Trevino (Michael Peña) oraz Colin (Bradley Cooper) jest z dnia na dzień coraz bliżej ujęcia skutecznego przemytnika.
Reżyserem tego filmu także jest Clint Eastwood. Produkcja przy budżecie 50 mln dolarów zarobiła ponad 172 mln. Zdobyła 70% pozytywnych głosów w Rotten Tomatoes i ocenę 7.1 na IMDB. Mi osobiście najbardziej w tym filmie podoba postać głównego bohatera, który został przedstawiony nie jako biedny staruszek zmuszony przez kartel do niebezpiecznej roboty a cwaniak nieszanujący obowiązujących w kartelu zasad, korzystający z życia (np. prostytutek) gość, który ma odwagę stawiać się narkotykowym rzezimieszkom i wykonywać swoją "pracę" po swojemu. Cały film ogląda się świetnie, ponieważ został doskonale zmontowany, pomimo iż całość trwa prawie 2 godziny to czas podczas oglądania się nie dłuży. Na plus przemawia też budząca uznanie obsada, składająca się z wielu gwiazd kina. "The Mule" to bardzo solidna pozycja, obecnie do obejrzenia tylko w serwisach VOD, ja akurat oglądałem ją w Chilli.
Ocena Civil.pl: 83%
The Invitation (Zaproszenie)
Will (Logan Marshall-Green) otrzymuje zaproszenie na przyjęcie od swojej byłej żony Eden (Tammy Blanchard). Kobieta mieszka w tym samym domu, w którym wspólnie z Willem wychowywała ich tragicznie zmarłego syna. Will na przyjęcie udaje się ze swojego obecną partnerką, podczas gdy Eden związana jest z Davidem (Michiel Huisman). Oprócz wymienionej czwórki i imprezie gości kilkoro innych osób, dawnych znajomych Willa i Eden. Po przybyciu na miejsce, u głównego bohatera budzą się demony przeszłości. Chodzą po domu wspomina szczęśliwe chwile z Eden oraz ze swoim synem. Nie wspomnienia są jednak najgorsze, ponieważ Will ma wrażenie że tego wieczora stanie się coś złego. Przeczucie wraz z rozwojem wieczora zamienia się wręcz w paranoję. Napięcie narasta, kiedy do domu przybywa kolejny gość, niejaki Pruitt (John Carroll Lynch), znajomy obecnego gospodarza – Davida. Pruitt opowiada mrożącą krew historię, po której kilka lat spędził w więzieniu. Emocje stają się jeszcze większe, kiedy gospodarz pokazuje zebranym film wyprodukowany przez religijną sektę w Meksyku.
Thriller ten został świetnie zrobiony. Najtańszym możliwym kosztem (budżet wyniósł około 1 mln dolarów), ponieważ wszystkie niemalże wydarzenia mają miejsce w domu jednorodzinnym. Logan Marshall-Green zagrał świetnie, doskonałe są sceny, w których obserwujemy na jego twarzy przerażenie, niepewność i strach. Przez większą część filmu napięcie powoli, ale systematycznie narasta, by w pewnym momencie osiągnąć punkt wrzenia. "The Invitation" miało szeroką premierę w 2016 roku, niestety dopiero niedawno udało mi się natrafić na ten film. Pozytywne opinie krytyków (88% pozytywów na Rotten Tomatoes) i dobre oceny widzów nie są tutaj nieuzasadnione. Miłośnicy thrillerów po prostu muszę ten film obejrzeć.
Ocena Civil.pl: 79%
Król zycia
Edward (Robert Więckiewicz) to mężczyzna w średnim wieku mieszkający z żoną Normą (Magdalena Popławska) i kilkuletnią córką w jednym z typowych warszawskich mieszkań średniej klasy. Na co dzień Edward pracuje w korporacji i nienawidzi swojej pracy, codziennie się w niej męczy i marzy o tym by ją rzucić. Zestresowany Edward zaniedbuje swoje relacje rodzinne, żyjąc na co dzień w pośpiechu i zmagając się z rzeczywistością. Wszystko się zmienia po tym jak Edward uderza się mocno w głowę po wypadku samochodowym. Po miesiącu w śpiączce główny bohater zmienia całkowicie nastawienie do życia, stając się całkowicie innym człowiekiem: otwartym, wesołym, cieszącym się z małych rzeczy, dostrzegającym piękno w codziennych sprawach. Tracąc po wypadku pracę, Edward zostaje bezrobotnym, ale nawet to nie przeszkadza mu cieszyć się z życia. Pełny energii spotyka swojego kolegę z dzieciństwa, Kapsla (Bartłomiej Topa), który od lat cierpi z powodu alkoholizmu. Edward postanawia mu pomóc wyjść z nałogu.
Film jakiś czas temu pojawił się w ofercie Netflixa, który od pewnego czasu wykupuje licencje na popularne polskie produkcje. Korzystając ze sposobności, nadrabiam delikatnie zaległości w polskim kinie. "Król życia" to film z pozytywnym przesłaniem, jednakże mający kilka poważnych mankamentów. Po pierwsze sama historia mnie nie wciągnęła, opowieść o korpoludku który w wyniku wypadku zamiast stresować się w openspace w jakieś warszawskiej firmie "odkrywa się na nowo" jeżdżąc bez celu windą i nadrabiając czas z żoną i córką raczej porywająca nie jest. Drugi ważny minus to wmieszany wątek Kapsla, którego historia została jakby wkomponowana w całość na siłę, aby rozepchać czas trwania filmu. Trochę tak to wygląda, jakby scenarzyści mieli pomysł na 60 minut filmu a reszta została dorobiona na kolanie. Dużym za to plusem jest świetna (jak zwykle) gra Roberta Więckiewicza, który po prostu jest w dobry w tym co robi i kropka. "Król życia" to polski komediodramat, który zebrał bardzo przeciętne oceny, zarówno w IMDB jak i na Filmwebie. I taka właśnie jest ta produkcja, niezapadająca w pamięć ani w historię polskiego kina.
Ocena Civil.pl: 60%
Úsmevy smutných muzu (Uśmiechy smutnych mężczyzn)
Czeski film powstały na podstawie autobiograficznej książki Josefa Formánka (o tym samym tytule). Josef to pisarz w średnim wieku, uzależniony od alkoholu. Wiedząc, iż nałóg zaprowadzi go niebawem do grobu, bohater postanawia się leczyć by zawalczyć o swoje życie. W tym celu udaje się do ośrodka terapii, gdzie poznaje historie innych uzależnionych ludzi. Fabuła tego filmu jest prawie identyczna jak w "Pod Mocnym Aniołem". W obu filmach oglądamy staczającego się pisarza, który nie potrafi przestać pić i pije zawsze do utraty przytomności. W czeskiej wersji aż do przesady ukazano "siłę nałogu". Główną rolę w filmie zagrał David Svehlík i moim zdaniem nie był tak przekonywujący jak Robert Więckiewicz.
Porównując "Uśmiechy smutnych mężczyzn" z "Pod Mocnym Aniołem" jednoznacznie opowiadam się za polską produkcją. W czeskim filmie nie przemówiły do mnie historie "smutnych mężczyzn". Oba filmy są bardzo podobnie skonstruowane. Obserwujemy w nich na przemian epizody "chlania" głównych bohaterów i pobyty w ośrodkach. Oba filmy bardzo dobitnie ukazują problem alkoholizmu i pokazują jak człowiek jest bezsilny w starciu z tą potężną chorobą. Jednakże Wojtek Smarzowski bazując na powieści Jerzego Pilcha zrobił "swoje" nieco lepiej. "Uśmiechy smutnych mężczyzn" da się jednak obejrzeć, aczkolwiek jest to bardzo ciężki film. Nie jestem miłośnikiem czeskiego kina i rzadko kiedy oglądam filmy znad Wełtawy. Po ten sięgnąłem tylko po to, by móc go porównać z "Pod Mocnym Aniołem".
Ocena Civil.pl: 65%
A Star Is Born (Narodziny gwiazdy)
"A Star is Born" to remake filmu z 1937 roku, właściwie jest to czwarte podejście do tego samego tematu. Drugie miało miejsce w 1954 (z udziałem Judy Garland) a trzecie w 1976 (z udziałem Barbry Streisand). W roku 2018 temat podjął Bradley Cooper w roli reżysera, współscenarzysty jak i odtwórcy głównej roli męskiej. Rolę żeńską zagrała Lady Gaga wcielając się w postać Ally. Format ten opowiada o sławnym muzyku country w średnim wieku Jacksonie Maine, uzależnionych od alkoholu. Pewnego wieczora Maine będąc niedopitym zatrzymuje się w barze dla drag queen, gdzie swój występ ma Ally (kelnerka i początkująca pisarka piosenek). Maine będąc pod wrażeniem kobiety, rozpoczyna z nią zażyłą relację i pomaga jej w karierze muzycznej. Z czasem Ally trafia na sam muzyczny szczyt, po drodze wychodząc za Jacksona za mąż. Sam Maine pomimo znalezienia kobiety swojego życia nie potrafi jednak zrezygnować z alkoholu i leków, popadając w coraz większe uzależnienie.
"A Star is Born" miał być faworytem do Oscarów, polującym na najważniejsze statuetki (film roku, najlepsza rola męska, żeńska). Ostatecznie przy aż ośmiu nominacjach obraz wygrał tylko w kategorii za najlepszą piosenkę filmową (konkretnie za Shallow). Przy tylu nominacjach nie trzeba wspominać, że film zebrał rewelacyjny oceny od krytyków. Zarobił ponad 430 mln dolarów przy budżecie 36 mln. W mojej ocenie "Narodziny Gwiazdy" to genialny film. Największym atutem produkcji jest Lady Gaga oraz jej wokal. Wiele piosenek z filmu osiągało wysokie pozycje na listach przebojów. Poza "Shallow" mocno wpada w ucho: "Look What I Found" czy "Always Remember Us This Way". W warstwie fabularnej obraz opiera się na pierwowzorze z 1937 roku. Jako dramat porusza, jako film muzyczny dostarcza niesamowitych wrażeń słuchowych. Wszystko w tej produkcji zostało wspaniale wyważone, do tego stopnia że ponad 2 godziny seansu wciągają niesamowicie, tworząc wrażenie że całość trwa przynajmniej godzinę krócej.
Ocena Civil.pl: 90%