horror

Dobry horror to taki, który nie tylko potrafi przestraszyć, ale przede wszystkim potrafiący utrzymać widza w napięciu. Recenzje horrorów to odpowiedź na pytanie czy dany film został zrobiony z pomysłem oraz czy twórcom nie zabrakło weny, zarówno podczas pisania scenariusza jak i kręcenia scen.

Ocena: 25 Urban Legends: Bloody Mary

Kate Mara jako Samantha w kontynuacji horroru "Urban Legends". W pewnym miasteczku krąży legenda, iż w roku 1969 zamordowano podczas szkolnego balu uczennicę o imieniu Mary, nigdy jednak nie znaleziono jej ciała. Samantha postanawia zweryfikować tę opowieść, wzywając "Bloody Mary" z zaświatów. Wówczas rozpoczyna się seria niewyjaśnionych wypadków, których ofiarami padają uczniowie pobliskiej szkoły, tej samej gdzie w 1969 doszło do dramatu. I jak to w tego typu filmie: co chwile pojawiają się kolejne morderstwa a nasza dzielna bohaterka powolutku podąża w stronę rozwiązania zagadki. Następuje punkt kulminacyjny i napisy końcowe. Banalna historia, z niskim budżetem i 22 letnią Kate Marą, która kilka lat później stała się gwiazdą. Nie wiele się zmieniła od 2005 roku.

Ten horror klasy C to nieporozumienie. Mało jest w nim napięcia i sensu. Dużo za to kopiowania wzorców z innych produkcji tego typu, z niezbyt pozytywnym skutkiem. Nie polecam, chyba że ktoś jest miłośnikiem Kate Mary bądź co wieczór musi obejrzeć jakiś horror a wszystko co lepsze już widział.

Ocena Civil.pl: 25%

Ocena: 30 The Bay

Słaby horror z gatunku "found footage". Miasteczko w Maryland nawiedza tajemnicza epidemia, w wyniku której na ciele ludzi pojawiają się bąble a następnie bóle we wnętrznościach, które prowadzą do śmierci w bardzo krótkim czasie. Choroba jest tak dziwna, że nikt nie wie co ją powoduje oraz jak ją leczyć. W krótkim czasie (podczas 4 lipca - Dnia Niepodległości w USA) "pada" całe miasteczko nad zatoką. Lokalna reporterka Donna Thompson, której udało się przeżyć te wydarzenia, postanawia o nich opowiedzieć, dzieląc się relacją wideo z feralnego dnia. Cały film jest pokazany z perspektywy wielu amatorskich kamer wideo oraz rozmów odbytych za pomocą Skype. Dużo jest w tym wszystkim chaosu, braku koncepcji i jakichkolwiek cech gatunkowych tożsamych dla horroru. "Found footage" to podgatunek niemalże kultowy, jednak nie wszyscy potrafią go robić przyzwoicie, tym razem się kompletnie nie udało. Miałem wrażenie, iż oglądałem coś co powstało na siłę, bez żadnej myśli przewodniej, w dodatku przesiąknięte jakimiś ekologicznymi bzdurami. Zepsuty "Dzień Niepodległości" przez epidemię zabójczych wodnych żyjątek - to coś zbyt absurdalnego jak dla mnie.

W roli drugoplanowej wystąpiła Kristen Connolly, znana z filmu "The Cabin in the Woods".

Ocena Civil.pl: 30%

Ocena: 59 Wind Chill

Emily Blunt jako studentka (w filmie nie pada jej imię), która zabiera się w podróż do domu (Delaware) z nowo poznanym chłopakiem (Ashton Holmes). W pewnym momencie chłopak zjeżdża z autostrady i kieruje się drogą lokalną, twierdząc iż to jest skrót. Wokół zimno (środek grudnia), wieje silny wiatr i zaczyna się robić ciemno. Robi się strasznie, ale to dopiero początek, ponieważ auto ma ulega wypadkowi: chłopak i dziewczyna zostają sami na mroźnej nieuczęszczanej drodze w ciemności i przy lodowatej pogodzie. Nie mogą odjechać autem i są skazani na bierne czekanie na pomoc. Co jeszcze gorszego może się wydarzyć? Okazuje się, iż miejsce ich wypadku jest przeklęte a w przeszłości miały tutaj miejsce dramatyczne sceny - duchy osób, które straciły życie jak gdyby nigdy nic krążą dookoła i doprowadzają dziewczynę i chłopaka do szału.

Ten horror z 2007 roku w skali "straszności" można ocenić na 4/10, najbardziej uwagę przykuwa śliczna Emily Blunt, poza nią akcja trzyma się na niezbyt rozbudowanej zagadce, tak sobie opowiedzianej, tak sobie wyjaśnionej. Taki przeciętny poziom horroru z niezbyt wysokim budżetem. Angielka jednak wypada świetnie i warto choćby obejrzeć dla niej. Co ciekawe, w przeciągu następnych lat nie wiele się zmieniła i w kolejnych swoich filmach wygląda jakby zatrzymała czas.

Ocena Civil.pl: 59%

Ocena: 51 Carriers

W USA szaleje epidemia groźnego wirusa, który przenosi się drogą kropelkową. Osoby, które się zarażą - umierają w przeciągu kilku dni w ogromnych męczarniach. Brian (Chris Pine) i Danny (Lou Taylor Pucci) postanawiają odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa i dotrzeć nad ocean by tam cofnąć się w czasie do błogich lat dzieciństwa. Wyruszają w podróż wraz z dwiema dziewczynami (grają je Piper Perabo i Emily VanCamp ). Aby przeżyć muszą unikać zarażonych i przestrzegać zasad, które sami sobie wyznaczyli. Niestety rzeczywistość okaże się brutalna i nie wszystkim uda się uniknąć wirusa i dotrzeć nad brzeg oceanu.

Typowy film drogi, zakwalifikowany jako horror - ale chyba niepotrzebnie, niczego strasznego w nim nie ujrzałem. W powietrzu unosi się mały budżet, chwilami jest nudnawo, ale sytuację ratuje dobrze grający Chris Pine, który miejscami przypomina trochę Chrisa Hemswortha, jedyna wyrazista postać w tym filmie. Lou Taylor Pucci wypada drętwo i bez wyrazu, podobnie jego filmowa dziewczyna Emily VanCamp. Jednym zdaniem - kolejny przeciętny film jakich powstało tysiące.

Ocena Civil.pl: 51%

Ocena: 59 30 Days of Night

Josh Hartnett w ekranizacji komiksu o tym samym tytule. W Barrow - na samej północy Alaski (miasteczko portowe) nastaje noc polarna, większość mieszkańców wyjeżdża, nie mogą znieść 30 dni mroku. Zanim zapada zmrok zaczynają dziać się dziwne rzeczy: ktoś spala telefony satelitarne, ktoś inny morduje psy zaprzęgowe, zaś w samym miasteczku pojawia się dziwna poznać (Ben Foster), która ostrzega przed nadciągającym złem. Co złego przychodzi gdy robi się ciemno? Wataha wampirów - która chce zabić każdego kto znajduje się w miasteczku. Mieszkańcy są bezbronni i uwięzieni na 30 dni a wampiry gotowe do akcji. Film przypomina zabawę w chowanego - pod wodzą Ebena (Hartnett) i jego żony Stelli (Melissa George) ocalali starają się schować przed krwiożerczymi bestiami. Aby przeżyć 30 dni mroku należy zdobyć zapasy żywności i nie konfrontować się z wampirami, które patrolują miasteczko i są niebywale silne. Dni mijają i jak to w slasherze bywa - ubywa żywych bohaterów. I tak do finału, ktoś musi przeżyć, ktoś musi zginąć i/lub się poświęcić dla reszty - normalnie, klasycznie.

Co więcej można dodać? Nieco zmarnowano klimat, mroźna północna Alaska nie wydaje się być mroczna, trochę tak nie czuć tego powietrza nasiąkniętego grozą. Druga sprawa to dobry zwrot z inwestycji - przy budżecie 30 mln USD zarobiono nieco ponad 100 mln USD. Powstał też sequel, którego jeszcze nie widziałem i póki co nie planuję, ponieważ nie za bardzo wciągnął mnie ten film.

Ocena Civil.pl: 59%