horror

Dobry horror to taki, który nie tylko potrafi przestraszyć, ale przede wszystkim potrafiący utrzymać widza w napięciu. Recenzje horrorów to odpowiedź na pytanie czy dany film został zrobiony z pomysłem oraz czy twórcom nie zabrakło weny, zarówno podczas pisania scenariusza jak i kręcenia scen.

Ocena: 50 The Curse of La Llorona (Topielisko. Klątwa La Llorony)

Anna (Linda Cardellini) to pracownica socjalna, która podczas jednej z wizyt środowiskowych odbiera dzieci potencjalnie patologicznej matce i umieszcza je w ośrodku tymczasowym. Wkrótce po tym zdarzeniu dzieci topią się w pobliskiej rzecze a Anna i jej dwójka małoletnich dzieci zaczynają doświadczać zdarzeń paranormalnych za sprawą ukazującej się im postaci La Llorony, demonicznej kobiety ubranej w białe szaty.

Produkcja kosztowała 9 mln dolarów i okazała się niezłym hitem kinowym, bo zarobiła aż 122 miliony. I to chyba jedyna pozytywna rzecz, bo sam film jest niestety mizerny i nie spodobał się ani widzom ani krytykom (29% pozytywów w Rotten Tomatoes). Co się nie udało? Niestety lista jest bardzo długa. Nie głowiono się nad scenariuszem, przez co akcja i dialogi są maksymalnie uproszczone. Próbowano nawiązać do klasyki gatunku: jeden duży dom i rodzina plus zaprzyjaźniony egzorcysta (Raymond Cruz) walcząca z duchem. Zaszyto mnóstwo nawiązań do innych horrorów... przez co całość miejscami wygląda jak pastisz. Nie pomogło także umieszczenie akcji w latach 70-tych ani Linda Cardellini w roli głównej. Zdolna aktorka nie była w stanie dodać tutaj żadnej wartości. Szkoda, bo przy odrobinie zapału można było ten horror zrobić dużo lepiej. Całość trwa 93 minuty, ale po wycięciu najbardziej kuriozalnych scen (np. tej podczas której La Llorona myje włosy córce Anny) tak naprawdę film można by było streścić w 2 minuty. Obecnie "The Curse of La Llorona" dostępna jest w serwisach VOD (ja oglądałem na Chilli) i kompletnie nie warto wydawać na ten film żadnych pieniędzy. W ramach mojej "Halloweenowej" będę dalej eksplorował gatunek horrorów, ale mam nadzieję że nie trafi mi się już taka "perełka" jak ta...

Ocena Civil.pl: 50%

Ocena: 62 Cargo (Ładunek)

W Australii po Apokalipsie Zombie, małżeństwo: Andy (Martin Freeman) i Kay (Susie Porter) oraz ich niemowlęca córeczka Rosie ukrywają się na łódce. Podczas plądrowania pobliskiego jachtu Kay zostanie ugryziona przez Zombie, wkrótce zaraża także męża... który ma kilkadziesiąt godzin na to by w post-apokaliptycznym świecie znaleźć godnych opiekunów dla swojej córki. Andy walcząc z czasem i przeciwnościami losu robi co może by zapewnić byt swojej córce, tytułowemu "Ładunkowi".

Film dystrybuowany przez Netflix miał premierę w Internecie w 2018 roku. Trwa nieco ponad 105 minut i stanowi kolejną cegiełkę w gatunku post-apokaliptycznego świata zdominowanego przez Zombie. Nie jest to jednak typowy przedstawiciel w swojej klasie, ponieważ rzadko tego typu produkcje mają miejsce na australijskich bezdrożach. Na ogół w filmach i serialach na ten temat oglądamy grupkę osób walczących o przetrwanie i bezpieczną oazę, tutaj główny bohater walczy tylko i wyłącznie o dobro swojego dziecka, wiedząc iż jego godziny są już policzone. Trzeba sobie powiedzieć jasno, że nie jest to zła produkcja, ponieważ ogląda się ją dosyć dobrze, ma kilka wad i zalet. Największa wada moim zdaniem to nieco ospała akcja i tylko kilka postaci, przez co cały seans nieco się dłuży. Tematyka Zombie jest dosyć ograna i ciężko o świeży powiew w gatunku, tutaj jednak czuć taki delikatny chuch czegoś nowego. Dobrze też wypada Martin Freeman w roli zdesperowanego ojca, trawionego przez śmiertelny wirus, pragnącego za wszelką cenę ocalić swoją latorośl. Krytycy i widzowie dosyć zgodnie ocenili "Cargo", w okolicach 6/10 i taki właśnie jest ten film. Jeżeli ktoś lubi horrory i tę tematykę to nie zawiedzie się.

Ocena Civil.pl: 62%

Ocena: 75 Hush

W tym roku na naszym blogu zamierzamy przeprowadzić małą akcję Halloweenową, polegającą na wzmożonym oglądaniu horrorów w październiku, aż do początków listopada. Na pierwszy ogień poszedł film "Hush", wyreżyserowany przez specjalistę ds. tego gatunku, Mike'a Flanagana. W roli głównej obsadził on swoją żonę Kate Siegel, która wcieliła się w rolę głuchoniemej pisarki o imieniu Maddie, mieszkającej samotnie w domku w lesie. Pewnego wieczora kobieta zostaje odwiedzona przez swoją przyjaciółkę, Sarę, po czym okazuje się że nie były to jedyne odwiedziny tego dnia, ponieważ pod drzwi pisarki zakrada się zamaskowany uzbrojony w kuszę mężczyzną (John Gallagher Jr.)...

Czytając ten opis i dodając do tego informację o budżecie 1 mln dolarów, można założyć że "Hush" to tradycyjny przedstawiciel klasy C, pozbawiony sensu, logiki, pomysłu etc. Tym razem jednak jest zgoła inaczej. Po pierwsze twórcy chcieli maksymalnie uprościć schemat: samotna kobieta w środku lasu kontra zabójca. Nie silono się na jakieś brednie typu "dlaczego on zabija", "co on robi w lesie z kuszą? Jaki ma powód?", ponieważ w filmach tego typu zawsze wprowadzanie tłumaczeń prowadzi do groteski. Po prostu jest uzbrojony facet, chcący zabijać i tyle. Po drugie: oszczędzono sobie tradycyjnej "kanadyjskiej" bieganiny po lesie, na zasadzie "ja się schowam za drzewkiem, a później za kamykiem a na końcu przepłynę rzekę i doczołgam się do drogi". Postawiono na prosty pomysł i spróbowano z niego wycisnąć 100%. Wyszło dobrze, a nawet bardzo dobrze. "Hush" został dobrze odebrany przez widzów i mocno doceniony przez krytyków (92% pozytywów w Rotten Tomatoes). Film jest niesamowicie brutalny i pełen przemocy, z niesamowicie potężną dawką adrenaliny. Żywy dowód na to, że każdy, nawet najbardziej ograny pomysł, można zrobić dobrze i stworzyć dodatkową wartość. Polecam.

Ocena Civil.pl: 75%

Ocena: 65 Happy Death Day 2U (Śmierć nadejdzie dziś 2)

Sequel Happy Death Day rozpoczyna się od sceny, w której Ryan Phan (w pierwszej części mający rolę poboczną) budzi się w swoim samochodzie ... by wkrótce zostać zamordowanym i cofnąć się w czasie do poranka. Okazuje się, że Ryan wraz z kolegami ze studiów pracuje nad maszyną mogącą manipulować czasem, efektem ubocznym działania urządzenia jest poplątanie się wymiarów i stworzenie alternatywnej rzeczywistości, w której budzi się ponownie Tree Gelbman (Jessica Rothe), w pokoju Cartera, w dniu swoich urodzin... Kobieta szybko odkrywa, iż tym razem rzeczywistość jest inna, ponieważ oprócz "restartowania się" czasu po każdym zabójstwie, Tree zostaje przeniesiona do innej, alternatywnej rzeczywistości i to nie Lori chce ją zamordować. Tyle o fabule, by jej za bardzo nie zdradzać.

Tym razem zainwestowano w produkcję 9 mln dolarów a wyjęto nieco ponad 62, jest to gorszy wynik niż przy "jedynce". Oceny widzów i krytyków są jednak podobne i dosyć wysokie. Jakie jest moje zdanie? Przede wszystkim należy wyjść od tego, że mocno zmieniono formułę, o ile jedynka była typowym thrillerem, slasherem, to sequel próbuje być teenagową komedią z elementami thrillera. To trochę tak jakby wytrawną potrawę polano sosem malinowym i zrobiono z tego deserek. Dalej Jessica Rothe czaruje swoim wdziękiem, co pozostaje niezmiennym plusem, dodatkowo w dwójce, ze względu na lżejszą formułę, główna bohaterka "odnajduje się" w scenach czarnej komedii. Nie mniej jednak, miejscami ma się wrażenie że ogląda się coś ala "Riverdale" a nie thriller dla koneserów, co plusem na pewno nie jest. Nie są pewne losy "trójki" i nie wiadomo czy seria będzie kontynuowana. Obecnie "dwójkę" można obejrzeć w serwisach VOD.

Ocena Civil.pl: 65%

Ocena: 75 Happy Death Day (Śmierć nadejdzie dziś)

Studentka Tree Gelbman (zjawiskowa Jessica Rothe) budzi się po ostrej imprezie u kolegi z zajęć, w dniu swoich urodzin. Przeżywszy dzień w swoim stylu (na co dzień Tree jest arogancką egoistką) kobieta udaje się wieczorem na imprezę. Podczas drogi na przyjęcie zostaje napadnięta i zamordowana przez zamaskowanego sprawcę. Tuż po swoim zabójstwie, Tree budzi się w tym samym łóżku, tego samego dnia. Wkrótce Tree odkrywa, że utknęła w pętli czasu i przeżywa ten sam dzień od nowa, za każdym razem pamiętając wydarzenia ze wszystkich wcześniejszych iteracji. Motyw jest identyczny jak np. w filmie Edge of Tomorrow, z tą różnicą że główna bohaterka w każdej kolejnej iteracji próbuje ustalić kto ją chce zamordować i nie dopuścić do swojej śmierci.

Po film sięgnąłem, ponieważ niedawno na platformach VOD pojawił się sequel, stąd też postanowiłem nadgonić ten "format". Produkcja okazała się superhitem kasowym, ponieważ przy skromnym, wynoszącym niespełna 5 mln dolarów budżecie, udało się zarobić nieco ponad 125 mln dolarów. Jessica Rothe podczas kręcenia "Happy Death Day" miała około 30 lat (wcielając się w studentkę), jednakże zjawiskowa blondynka po prostu "robi ten film". Sama intryga mnie wciągnęła a cały film został bardzo sprawnie zrobiony. Nie jest to oczywiście arcydzieło gatunku, ale z pewnością można tutaj użyć określeń takich jak: poprawny a nawet ambitny. 71% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes ocena 6.5 na IMDB to wyniki bardzo dobre jak na gatunek niskobudżetowego slashera. Całość nie jest zbyt "straszna" i oszczędzono też widzom jakiś straszliwie brutalnych scen, dzięki czemu produkcja nadaje się także dla niepełnoletnich (na IMDB ma oznaczenie PG-13). To dobrze, bo gdyby ten film został za mocno zbrutalizowany, straciłby moim zdaniem nieco walorów. Polecam i ciekaw jestem sequela, który zamierzam obejrzeć na dniach.

Ocena Civil.pl: 75%