komedia

Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.

Ocena: 65 The Family

Luc Besson jako reżyser i scenarzysta komedii kryminalnej z udziałem amerykańskich aktorów. Rzecz się dzieje we Francji, gdzie rodzina nowojorskiego mafiozy-kapusia ukrywa się przed zemstą. Głową rodziny jest niejaki Fred (Robert De Niro), sadysta i morderca, który na stare lata postanawia spisać swoje życie w formie książki. Jego żona Maggie (Michelle Pfeiffer) również charakteryzuje się niebanalnym temperamentem, podobnie jak ich dzieci - Belle (Dianna Agron) oraz Warren (John D'Leo), wszyscy członkowie tej rodziny zwykli rozwiązywać swoje problemy ... siłą. I tak, kiedy do Belle przystawia się Francuz, dziewczyna bije go tak długo, aż łamie drewnianą rakietę tenisową, z kolei jej brat Warren z racji młodego wieku ucieka się bardziej do forteli aniżeli do bezpośrednich konfrontacji. Cała rodzina jest pod opieką FBI a ochroną dowodzi Robert Stansfield (Tommy Lee Jones). Francuska sielanka jak u Bessona nigdy nie trwa długo i rodzinie przyjdzie się zmierzyć z przeszłością. Byłem ostrzegany, iż film jest słaby. Co prawda miejscami akcja zwalnia i robi się nudno, ale unoszący się w powietrzu kunszt Bessona gwarantuje wysoką jakość widowiska. To co na pewno może się podobać to pomieszanie lekkiej komedii z solidnym thrillerem, rzadko kiedy tego gatunki da się odpowiednio zestawić - ale tutaj to się udało.

Ocena Civil.pl: 65%

Ocena: 61 Last Vegas

Oglądając tę komedię miałem bardzo mieszane uczucia. Spodobała mi się obsada: czterech emerytów na weekendzie życia w Las Vegas - Michael Douglas jako Billy, Robert De Niro jako Paddy, Morgan Freeman jako Archie i Kevin Klin jako Sam. De Niro gra ostatnio jak szalony, ale akurat Douglas po problemach z rakiem długo był niewidziany na ekranie - w "Last Vegas" wyglądał świetnie, z bujną czupryną i dawnym urokiem nie dał ani za grosz po sobie poznać, iż przez ostatnie miesiące walczył z ciężką chorobą. Freeman - kolejne zaskoczenie, poważny i stateczny aktor puścił lejce i zagrał z wielkim luzem dobrą rolę komediową. Kevin Kline również wypadł w miarę korzystnie. To tyle na temat zalet. Teraz przejdę płynnie do wad. Fabuła niestety nie rozpieszczała, bo puszczanie muzyki, wałęsające się w nieskończoność skąpo odziane panienki czy też czar Vegas to rzeczy wtórne. To wszystko już było tyle razy, że po prostu nie da się patrzeć po raz kolejny na to urokliwe miasteczko hazardu na pustyni Nevada bez znużenia. Powiem szczerze, iż pomysł aby czwórka bohaterów tłumaczyła się z życia przy kolejnych imprezach - to strzał w kolano. Trochę ciężko patrzy się na imprezy, lejący się strumieniami alkohol na przemian z dyskusją na temat "dlaczego nie było Ciebie na pogrzebie mojej żony?".

Nie mniej jednak czwórka super popularnych aktorów przyciągnęła do kina tłumy, zainwestowano 28 mln dolarów, odebrano ponad 120. Jeżeli ktoś lubi Freemana, De Niro czy Douglasa - to tę pozycję musi obejrzeć, pozostali - wg uznania. Na jakiś wieczorek przy piwie się nada na pewno.

Ocena Civil.pl: 61%

Ocena: 66 Pain & Gain

Bazująca na faktach opowieść z roku 1994 na Florydzie o trzech kulturystach, którzy zapragnęli spełnić swój American Dream. Daniela Lugo (Mark Wahlberg), Paula Doyle (Dwayne Johnson) oraz Adriana Doorbala (Anthony Mackie) połączyły mięśnie oraz brak rozumu. Cała trójka postanowiła zejść na przestępczą drogę po to aby się wzbogacić, w tym celu porwali lokalnego biznesmena (Tony Shalhoub), którego torturami zmusili do przepisania na nich jego biznesów i nieruchomości. Niestety przypływ gotówki przy braku rozumu zwiastuje nieszczęście - stąd też dalszy ciąg tej historii choć miejscami zabawny, okazuje się być naprawdę tragiczny.

Film ten przez pierwszą godzinę strasznie się wlecze, później przyśpiesza (trwa ponad 2 godziny). To co zachwyca to Floryda, będąca nawet w styczniu ciepłym i pięknym miejscem. Plus dodatek w obsadzie w postaci Eda Harrisa. Nie jestem jakimś wielkim fanem Marka Wahlberga, nie mniej jednak zauważyłem, iż obecność tego aktora prawie zawsze gwarantuje rozrywkę na przyzwoitym poziomie, tak było i tym razem.

Ocena Civil.pl: 66%

Ocena: 31 The Big Wedding

Niestrawna komedia z Robertem De Niro w roli głowy rodziny o imieniu Donald, który dochował się trójki dzieci (w tym jednego adoptowanego) a obecnie żyje z konkubiną Bebe (Susan Sarandon), zaś wcześniej był żonaty z Ellie (Diane Keaton). Cała ta familia spotyka się w rodzinnym domu przy okazji ślubu adoptowanego syna - Alejandro z Missy (Amanda Seyfried). Okazuje się, iż biologiczna matka Alejandro zamierza przyjechać na to wydarzenie z Kolumbii, a że jest to bardzo religijna kobieta - to adoptowany syn prosi by nas czas wesela jego przybrany ojciec i matka - udawali udane małżeństwo, pomimo iż są kilkanaście lat po rozwodzie. To nie jest koniec absurdów, ponieważ pozostała dwójka dzieci Dona to: 29-letni prawiczek pracujący jako lekarz (w tej roli Topher Grace) oraz prawniczka Lyla, wyszczekana kobieta sukcesu, która mdleje na widok dzieci (Katherine Heigl). Tworząc tyle "kopniętych" postaci scenarzysta na pewno chciał stworzyć śmieszną komedię - tyle, że mu całkowicie nie wyszło. De Niro to aktor grywający w kilku filmach rocznie i bierze wszystko jak leci: w ostatnim czasie był już weteranem wojny na Bałkanach i biegał po lesie za Travoltą (w Killing Season), innym razem grał we włoskim filmie amanta dla Moniki Bellucci, teraz przyszło mu zagrać rozwodnika, byłego alkoholika i rzeźbiarza w jednej postaci. Wyszło tragicznie. Idąc dalej: dobiegające siedemdziesiątki Keaton i Sarandon to bardzo słabe kandydatki na role komediowe. W filmie w małej roli pojawia się też Robin Williams, ale nawet i on nie śmieszy. Groteskowy humor, imitujący sceny z "American Pie" przeplata się z ckliwymi momentami a wszystko to jest okraszone brakami fabularnymi. Za to jest dużo chaosu - akcja przyśpiesza, by nagle zwolnić po to by bohaterowi w spokoju mogli pochylić się nad swoim życiem...

Ta komedia spokojnie mogła by kandydować do nagrody "Razzie Awards" w głównej kategorii, niestety została pomięta, ale za to nominację za rolę drugoplanową otrzymała: Katherine Heigl - dobre i to... Szczerze nie polecam.

Ocena Civil.pl: 31%

Ocena: 78 We're the Millers

Zabawna komedia kryminalna w ciekawej obsadzie. David (Jason Sudeikis) to beztroski dealer narkotykowy, który daje się obrabować z towaru i pieniędzy podczas ratowania sąsiada - Kenny'ego (Will Poulter) i przypadkowej (wówczas) dziewczyny - Casy (Emma Roberts), przez co popada w kłopoty i naraża się swojemu szefowi - Bradowi (Ed Helms). Aby odkupić winy, Brad zleca mu przeszmuglowanie narkotyków z Meksyku do USA w dowolny sposób. David wpada na pomysł stworzenia fikcyjnej rodziny, która podróżując w Camperze, odwróci uwagę celników i zniechęci ich do szczegółowej rewizji. W skład rodziny wchodzi Brad w roli ojca, jego sąsiad Kenny (jako syn), Casey jako córka i sąsiadka-striptizerka - Rose (Jennifer Aniston) jako matka. Oczywiście odebranie narkotyków z meksykańskiej hurtowni i dowiezienie ich do Denver to zadanie wręcz niewykonalne, więc filmowa czwórka zasmakuje całej masy zabawnych ale i niebezpiecznych przygód.

Ta komedia, choć miejscami bardzo sztampowa i wpisując się we wzorzec typowego amerykańskiego filmu przygodowego, okraszonego nieco bardziej ostrym dowcipem niż produkcja familijna, daje po prostu radę! Jennifer Aniston pomimo 44-lat i ogromnego ogrania się w wielu komediach, dalej wypada interesująco. Emma Roberts (córka Erica, bratanica Julii) ma dopiero 22 lata, ale ze względu na aktorską rodzinę - również mnóstwo ról za sobą i w tym filmie, w roli zbuntowanej nastolatki - prezentuje się także bardzo dobrze. Podobnie trochę mniej znany Jason Sudeikis i początkujący Anglik Will Poulter (lat ledwie 20). Jednym słowem "We're the Millers" to chyba jedna z lepszych komedii kończącego się już roku 2013.

Ocena Civil.pl: 78%