komedia

Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.

Ocena: 72 Kingsman: The Golden Circle (Kingsman: Złoty Krąg)

Nieco ponad cztery i pół roku temu recenzowaliśmy Kingsman: The Secret Service. Film ten został ciepło przyjęty i był komercyjnym sukcesem, dlatego raczej pewne było, że powstanie kontynuacja. Druga część o przygodach tajnych agentów brytyjskich tajnej służby kontynuuje losy Eggsy'ego (Taron Egerton), Harry'ego (Colin Firth) oraz Merlina (Mark Strong). Głównym antagonistą jest Poppy (genialna Julianne Moore) producentka narkotyków, ubolewająca że jej biznes jest nielegalny, wobec czego ona sama musi się ukrywać gdzieś w kambodżańskiej dżungli gdzie wybudowała sobie atrapę miasteczka przypominającego jej rodzinne strony. Poppy niszczy brytyjskie struktury Kingsman, wobec czego agenci zmuszeni są do podjęcia współpracy z ich amerykańskimi odpowiednikami, działającymi pod przykrywką destylarni Whiskey. Ginger (Halle Berry), Whiskey (Pedro Pascal), Champ (Jeff Bridges) i Tequila (Channing Tatum) jednoczą siły z Brytyjczykami, wnosząc do serii nieco "amerykańskiego" stylu.

Co prawda ta część nie dostała już tak wysokich not jak "jedynka", ale dalej spodobała się widzom. Film kosztował aż 104 mln dolarów, ale przyniósł zwrot wynoszący ponad 410 mln. Nic więc dziwnego, że szykowana jest kolejna (podobno ostatnio) odsłona... Recenzje filmowe takich nietuzinkowych filmów zawsze są trudnym wyzwaniem. Brytyjskie poczucie humoru nie dla każdego jest znośne, ale fani typowo angielskich żartów na pewno odnajdą w tym formacie sporo smaczków. Całość trwa około 140 minut, wypełnionych po brzegi scenami akcji. Co w połączeniu z doborową obsadą tworzy bardzo efektowne widowisko. Dodatkowym bonusem jest (wcale nie mały!) udział Eltona Johna, grającego samego siebie. Podsumowując: "Kingsman: The Golden Circle" to solidna propozycja dla miłośników brytyjskiego kina i filmów akcji.

Ocena Civil.pl: 72%

Ocena: 60 Once Upon a Time in Venice (Jak dogryźć mafii)

Komedia sensacyjna z doborową obsadą. W dzielnicy Los Angeles, nazwanej Wenecją na cześć "tej" Wenecji działa prywatny detektyw Steve Ford (Bruce Willis), prowadzący swoje biuro z asystentem o imieniu John (Thomas Middleditch). Steve to wyluzowany lekkoduch, niestroniący od problemów, dlatego pewnego wieczoru podejmuje się zadania odzyskania samochodu od lokalnego gangstera o pseudonimie Spyder (Jason Momoa). Akcja kończy się zniszczeniem samochodu i totalną furią gangstera, który w ramach rewanżu uprowadza psa Steve'a. Aby odzyskać czworonoga, główny bohater musi ... odzyskać kokainę ukradzioną Spyderowi. W tym niecodziennym zadaniu pomaga mu przyjaciel o imieniu Dave (John Goodman).

Zacznijmy od tego, że "Once Upon a Time in Venice" dorobił się fatalnych ocen od krytyków (19% pozytywów w Rotten Tomatoes) i bardzo przeciętnych od widzów (5.3/10 w IMDB). Z pewnością w kategorii komedii sensacyjnej nie jest to dzieło wybitne. Przeciętny scenariusz, dialogi na poziomie cut-scenek z gier komputerowych oraz dosyć mało wciągająca fabuła to główne bolączki. Zalety to przede wszystkim obsada: Willis, Goodman, Momoa na pierwszym planie robią wrażenie. Jestem fanem Willisa i spodobał mi się w roli wyluzowanego cwaniaczka drażniącego gangsterów. Niestety jednak przychylam się ku tezie, że same wielkie nazwiska w czołówce to za mało by uratować mierny scenariusz. Film ten nada się jako coś "lekkostrawnego" na sobotni czy niedzielny wieczór, pod warunkiem że potencjalni widzowie nie będą mieli przed seansem za dużym oczekiwań. Obecnie produkcję można obejrzeć na Netflixie.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 51 Slaughterhouse Rulez (Rzeźnia)

W ramach akcji Halloweenowej postanowiłem sięgnąć po dosyć świeży brytyjski film zatytułowany "Slaughterhouse Rulez", którego premiera miała miejsce właśnie w Halloween prawie rok temu. Krótko o fabule: nieopodal położonej na odludziu szkoły (elitarnej!) Slaughterhouse prowadzone są odwierty gazu łupkowego. Podczas wiercenia inżynierowie przypadkiem uwalniają spod ziemi krwiożerce bestie, które zagrażają uczniom pobliskiej placówki edukacyjnej. Młodzi ludzie podejmują nierówną walkę z hordą potworów. Wśród obsady tego filmu znajdziemy takie nazwiska jak Simon Pegg, Finn Cole, Asa Butterfield czy Margot Robbie (mającą rolę mocno epizodyczną).

Ten film aż kipi brytyjskim humorem i wyspiarskim podejściem do kinematografii. Został podzielony na dwie części, pierwsza to typowo teenagowy filmik o życiu w elitarnej szkole a druga to typowy szalony horror survivalowy. Niestety żadna z tych części nie jest dobra. Produkcja kosztowała 5.2 mln funtów i zarobiła nieco ponad 700 ... tysięcy. Akurat to normalne, bo filmy z wysp brytyjskich na ogół nie cieszą się uznaniem za oceanem (oczywiście są wyjątki), ale w tym wypadku "Slaughterhouse Rulez" dostał także słabe oceny od widzów (5.2/10 na IMDB) oraz od krytyków (41% pozytywów w Rotten Tomatoes). Nie jest to jednak totalne dno o którym należy zapomnieć i się nie zbliżać. Obejrzeć się da, chociażby dla ciekawej obsady, ale jeżeli ktoś oczekuje jakiś szczególnych walorów to się zawiedzie. Może tylko wielbiciele typowo brytyjskiego humoru znajdą coś w tym filmie dla siebie. Twórcy tego "dzieła" mieli problem co tak naprawdę chcieli stworzyć i wyszła hybryda nie będąca ani komedią, ani horrorem. Ot taki mieszaniec.

Ocena Civil.pl: 51%

Ocena: 75 Ingrid Goes West (Ingrid wyrusza na zachód)

Tytułowa Ingrid Thorburn (Aubrey Plaza) to młoda kobieta, która trafia do szpitala psychiatrycznego za stalking. Po "leczeniu" bohaterka nie zamierza zejść ze złej drogi i namierza kolejną ofiarę, mieszkającą w Los Angeles Taylor Sloane (Elizabeth Olsen), gwiazdę Instagrama, prowadzącą na pozór idealne życie u boku męża o imieniu Ezra (Wyatt Russell). Ingrid korzystając ze spadku po matce, postanawia podejść na poważnie do stalkingu i przeprowadza się do Kalifornii, gdzie wynajmuje mieszkanie od drobnego kryminalisty o imieniu Dan (O'Shea Jackson Jr.), by wkrótce spróbować zaprzyjaźnić się z Taylor.

Film zebrał dobre oceny od widzów i bardzo dobre od krytyków (86% pozytywów w serwisie Rotten Tomatoes) i słusznie, bo to kawał dobrego kina. Przede wszystkim "Ingrid Goes West" dotyka ważnego problemu społecznego, alternatywnej rzeczywistości tworzonej przez ludzi w profilach społecznościowych. Za pięknymi fotkami jedzenia, kolorowymi fotkami krajobrazów tudzież słodkimi selfies, nie kryją się idealni ludzie, wiodący doskonałe życie. Tę "oczywistą prawdę" stano się pokazać z dwóch stron: z perspektywy Ingrid, uzależnionej od mediów społecznościowych stalkerki oraz z perspektywy Taylor, kobiety zaklinającej rzeczywistość, próbującej na Instagramie powetować sobie osobiste i zawodowe problemy. Bardzo podoba mi się obsada w tej firmie, Aubrey Plaza potrafi grać a Elizabeth Olsen dobrze odnajduje się w roli "słodkiej laski". Produkcja ta zyskuje także dzięki ciekawie opowiedzianej historii. Film obecnie znajduje się w ofercie Netflixa i moim zdaniem warto poświęcić mu uwagę a po seansie pochylić się na chwilę refleksji.

Ocena Civil.pl: 75%

Ocena: 65 Happy Death Day 2U (Śmierć nadejdzie dziś 2)

Sequel Happy Death Day rozpoczyna się od sceny, w której Ryan Phan (w pierwszej części mający rolę poboczną) budzi się w swoim samochodzie ... by wkrótce zostać zamordowanym i cofnąć się w czasie do poranka. Okazuje się, że Ryan wraz z kolegami ze studiów pracuje nad maszyną mogącą manipulować czasem, efektem ubocznym działania urządzenia jest poplątanie się wymiarów i stworzenie alternatywnej rzeczywistości, w której budzi się ponownie Tree Gelbman (Jessica Rothe), w pokoju Cartera, w dniu swoich urodzin... Kobieta szybko odkrywa, iż tym razem rzeczywistość jest inna, ponieważ oprócz "restartowania się" czasu po każdym zabójstwie, Tree zostaje przeniesiona do innej, alternatywnej rzeczywistości i to nie Lori chce ją zamordować. Tyle o fabule, by jej za bardzo nie zdradzać.

Tym razem zainwestowano w produkcję 9 mln dolarów a wyjęto nieco ponad 62, jest to gorszy wynik niż przy "jedynce". Oceny widzów i krytyków są jednak podobne i dosyć wysokie. Jakie jest moje zdanie? Przede wszystkim należy wyjść od tego, że mocno zmieniono formułę, o ile jedynka była typowym thrillerem, slasherem, to sequel próbuje być teenagową komedią z elementami thrillera. To trochę tak jakby wytrawną potrawę polano sosem malinowym i zrobiono z tego deserek. Dalej Jessica Rothe czaruje swoim wdziękiem, co pozostaje niezmiennym plusem, dodatkowo w dwójce, ze względu na lżejszą formułę, główna bohaterka "odnajduje się" w scenach czarnej komedii. Nie mniej jednak, miejscami ma się wrażenie że ogląda się coś ala "Riverdale" a nie thriller dla koneserów, co plusem na pewno nie jest. Nie są pewne losy "trójki" i nie wiadomo czy seria będzie kontynuowana. Obecnie "dwójkę" można obejrzeć w serwisach VOD.

Ocena Civil.pl: 65%