komedia

Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.

Ocena: 50 Role Models

Film oglądany na nadmorskich wakacjach. Komedia z Seannem Williamem Scottem, który wciela się w postać Wheelera oraz Paulem Ruddem w roli Danny'ego Donahue (jest on także współscenarzystą).

Fabuła: Wheeler i Danny pracują jako propagatorzy napoju energetycznego. Jeżdżą po szkołach i zachwalają dzieciakom "Minotaur", jednocześnie przestrzegając przed przyjmowaniem narkotyków. Pewnego dnia Danny ma jednak zły dzień, zrywa ze swoją narzeczoną (Elizabeth Banks) i wpada w kłopoty po tym jak Wheelerem rozrabia pod jedną ze szkół. Mężczyźni mają dwa wyjścia: 30 dni więzienia albo 150 godzin wolontariatu, polegającym na "mentorowaniu" dzieciom z problemami w pewnym ośrodku, który jest prowadzony przez ekscentryczną Gayle Sweeny (w tej roli Jane Lynch). Wheeler "dostaje" 10 letniego chłopca - Ronniego, który jest nienośny, zaś Danny trafia na nastolatka Augiego, którego interesują tylko prawdziwe gry fantasy (coś jak w grach komputerowych, tylko na otwartej przestrzeni z plastikowymi mieczami etc.). Dalej w tym filmie wszystko się toczy schematycznie, aż do happy endu.

Ta komedia nie jest jednak udana. Gdyby nie ostre teksty oraz odrobina nagości w dwóch scenach można by ją była sklasyfikować jako film familjny (w zasadzie końcówka filmu jest już komedią familijną). Seann William Scott zwykł występować w ostrych filmach (vide American Pie), tutaj jest trochę grzeczniejszy. Mimo to, nie znalazłem w filmie tyle dobrego humoru ile się spodziewałem. Może za dużo się spodziewałem, bo film generalnie się ludziom podoba (ocena ok. 7.3 na imdb.com).

Ocena Civil.pl: 50%

Ocena: 40 The Love Guru

Film z gatunku komedii sportowo-romantycznej. Taka mieszkanka na ogół wiąże się też z kinem familijnym, jednak tym razem niekoniecznie...

Mike Myers wciela się w postać Guru Pitka, osoby zaznajomionej z "karmą" i Indiami, w każdym razie chodzi tutaj o skojarzenia z Bollywoodem. Guru Pitka prowadzi w Hollywood wykłady na temat różnych mądrości życiowych, co jednak nie pozwala mu zostać światowym guru nr 1, tylko nieustannie musi zadowalać się pozycją numer dwa. Ale oto los zsyła mu wielką szansę: musi pomóc gwieździe hokejowej drużyny Toronto Maple Leaves zejść się z narzeconą... A od tego zależy czy Toronto zdobędzie puchar Stanleya, bo Darren Roanoke (Romany Malco) nie potrafi dobrze grać wiedząc, że jego dziewczyna spotyka się z bramkarzem rywali - Jacques'em 'Le Coq' Grande'm (Justin Timberlake). Klub z Toronto należy do Jane Bullard (w tej roli Jessica Alba!) i to właśnie ona zatrudnia Guru Pitkę, bo to jej najbardziej zależy by jej klub sięgnął po trofeum. Nie jest to nazbyt oryginalna historia, bo na ogół w każdej komedii sportowej chodzi o to, że drużyna która do tej pory była najgorsza będzie najlepsza. Tyle, że tym razem zaoszczędzono widzowi całej tej mozolnej "trenerskiej" (choć jest i trener - niebalny!) krzątaniny a pokazano coś innego. Mike Myers i jego postać całkowicie dominują w filmie. Humor tego widowiska polega przede wszystkim na grze słów, seksualnych mniej lub bardziej dosadnych aluzjach, przeróżnych minach Myersa i wszechobecnej grotesce.

Nie zaoszczędzono na aktorach, bo pomimo znaczących już wymienionych przeze mnie postaci gościnnie pojawia się np. Jessica Simpson i Val Kilmer. To jednak nie wszystko: narratorem jest Morgan Freeman. Widz dostrzeże także paro sekundową obecność Oprah Winfrey, Kanye Westa, Judi Dench, Mariska Hargitay, Deepaka Chopra i Roba Blake'a.

Wyżej wymienione nazwiska niestety nie dodają temu filmowej dodatkowych wartości. Obecnie znane postacie lubią się pokazywać jako tzw. "uncredited" w różnych przedsięwzięciach, niekoniecznie dobrych.

Ta komedia nie jest dobra: są to w zasadzie odgrzewane kotlety przyprawione ostrymi tekstami w niezłej obsadzie. Mimo wszystko o wiele wyżej ceniłbym sobie ciekawą i śmieszną komedię z o wiele skromniejszym budżetem (62 miliony dolarów!). No w każdym razie jest to trochę lepsze "dzieło" niż np. "Epic Movie" czy "Disaster Movie", co jednak trudno nazwać sukcesem - bo poniżej tych filmów zejść się już nie da. Niby da się tego "The Love Guru" obejrzeć, ale nic ponadto.

Ocena Civil.pl: 40%

Ocena: 60 Big Stan

Komedia z Robe Schneiderem za i przed kamerą. Big Stan to handlarz nieruchomościami, życiowy farciarz z pięknym domem, jeszcze piękniejszą żoną Mindy (Jennifer Morrison) oraz żółtym Lamborghini.

Pewnego dnia życie Stana zostaje wywrócone do góry nogami, zostaje on oskarżony za oszustwa i grozi mu kilka lat więzienia. Nawet z prawnikiem, który korumpuje sędziów Lew Popperem (M. Emmet Walsh) nie udaje mu się uniknąć 3 letniej odsiadki. Jedyne co zyskuje to czas - pół roku na zamknięcie swoich spraw przed odsiadką.

Stan to niewysoki cherlawy mężczyzna, więc zakłada iż w więzieniu będzie podatny na przemoc ze strony współwięźniów. Postanawia zrobić wszystko by dobrze się przygotować. Na jego drodze staje jednak ktoś wyjątkowy, Master (rewelacyjny David Carradine), który jest w stanie nauczyć go wszystkich sztuk walki...

To tylko wstęp do fabuły, bo ten film składa się jakby z dwóch części: jedna dotyczy okresu przed odsiadką a druga to już typowa komedia więzienna. Pomimo, iż film jest zlepkiem przerabianych pomysłów i niczym nie zaskakuje to ogląda się go wybornie.

Śmieszna historia, fajnie zrobiona z dużą ilością podtekstów, ale też do bólu przewidywalna. Niektóre sceny bawią do łez, niektóre irytują - bowiem są odtworzeniem schematów, które po prostu są już tak wyeksploatowane, że nie powinny być dalej odgrzewane.

Jeżeli ktoś szuka fajnej komedii (niekoniecznie familijnej) na piątek lub sobotę wieczór a nudzą go już wszystkie "hity" o imprezach przerośniętych nastolatków to "Big Stan" będzie jak znalazł. Nie jest to na pewno nowatorska i wybitna komedia, ale przynajmniej trochę bawi.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 70 Hancock

Reżyser tego filmu - Peter Berg, choć nie jest szczególnie utytułowany (jedna nominacja do nagrody Emmy) to ma co nieco w dorobku filmowym. Jako aktor zagrał drugoplanową rolę w znakomitym Collateral, wyreżyserował też The Kingdom. W każdym razie gość wie jak wygląda dobre kino, bo brał w nim udział po obu stronach kamery. Stąd też zasiadając do Hancocka miałem spore oczekiwania. W dużym stopniu zostały on spełnione.

Tytułowy bohater to John Hancock (Will Smith), super bohater, który ratuje i wybawia z opresji ludzi tylko z obowiązku, robiąc przy tym ogromne straty na okolicznej infrastrukturze. Nadużywa alkoholu, sypia gdzie popadnie. Jego życie zmienia się, gdy spotyka Raya Embreya (Jason Bateman). Embrey pracuje jako specjalista od kreowania wizerunku, w pracy idzie mu kiepsko bowiem jego aspiracjami jest szerzenie dobra i namawia więc firmy by rozdawały swoje produkty potrzebującym za darmo. Pewnego dnia staje w korku na przejeździe kolejowym i nie może się z niego wydostać, życie ratuje mu Hancock. Ray chcąc się odwdzięczyć zaprasza bohatera do swojego domu na obiad. Żona - Mary, nie (Charlize Theron)jest zadowolona z wizyty gościa. Jednak Ray postanawia pomóc Hancockowi i przedstawić go ludziom jako superbohatera, którego pokochają...

Następnie fabuła zaskakuje. Miałem bowiem kilka przypuszczeń jak to się dalej potoczy (wedle schemacików) - potoczyło się inaczej, nawet ciekawie.

Film, w którym grają gwiazdy takie jak Smith i Theron powinien zostać obejrzany choćby po to by podziwiać tę dwójkę. Nie mniej jednak w tym przypadku warto go obejrzeć nie tylko dlatego. Jest to solidne kino akcji o kolejnym superbohaterze. Ta historia jest jednak opowiedziana solidnie i niestandardowo.

W skrócie: dobry film.

Ocena Civil.pl: 70%

Ocena: 20 Disaster Movie

Kolejny film scenarzystów: Jasona Friedberga i Aarona Seltzera (twórców serii Scary Movie). Niestety jeżeli chodzi o ten duet, to śmiało można rzecz, iż każde kolejno ich dzieło było słabsze. O tyle o ile np. Scary Movie 2 był jeszcze fajnym pastiszem filmów grozy, to następne części były już raczej słabe. Po czterech "strasznych filmach" panowie przerzucili się na inne branże i tak powstał "Date Movie", "Epic Movie", "Meet the Spartans". Te trzy filmy w opinii Internautów i krytyków były kiepskie (oceny na IMDB.com w granicach 2.5/10). 

Disaster Movie ciężko nazwać słabym, bowiem jest on tak beznadziejny, że jakikolwiek przymiotnik nie jest w stanie opisać takiego dna kinematografii. Zostanę więc przy "beznadziejny", po co się wysilać i szukać lepszych określeń?

Disaster Movie w zamyśle miał się nabijać z filmów katastroficznych, jednak autorzy na tym nie poprzestali i film stara się wyśmiewać niemalże wszystkie ostatnie wydarzenia w kulturze masowej. Większość tych żartów jest albo niesmaczna, wulgarna albo po prostu nudna. Kiedy ogląda się przygniecioną meteorytem "Hannah Montanę", która wygaduje głupoty lub mało zrozumiały bełkot imitujący język Internetu (blogerów) to ciężko się jest z tego śmiać. Mało smaczne są "Alvin and the Chipmunks", które wżerają się w kręgosłup po tym jak dają minikoncert różnogatunkowej muzyki. Żałośnie wypada parodia "High School Musical 3: Senior Year", parodiowanie Justina Timberlake'a czy Antona Chigurh'a z "No Country For Old Men". W tym filmie generalnie nic dobrze nie wypada.

Tony Cox tym razem gra swoją drugoplanową (tym razem jest to wręcz trzecioplanowa) rolę jako "Indiana Jones". Pewnym bonusem jest udział (drugoplanowy) Kim Kardashian, która nie bawi w ogóle.

O fabule nie warto pisać, bo jej w zasadzie nie ma. W tym filmie nie wiele rzeczy z siebie wynika, nic nie ma sensu, całe przedstawienie jest po to, by wyśmiać jak najwięcej postaci z innych filmów. Tym razem zrobiono prawdziwy miks, bo jest np. Batman, Hulk, Iron Man, Beowulf, Kung Fu Panda, Hancock. Autorzy filmów ośmieszają również Amy Winehouse oraz bohaterki serialu "Sex and the City". Jest również w dużej dawce parodia księżniczki Giselle oraz w trochę mniejszej dawce księcia Kaspiana. To wszystko jest delikatnie połączone "losami" głównych bohaterów Willa i Amy. Trzecim głównym bohaterem jest czarnoskóry Calvin.

Film ten jest irytujący, nudnawy, szokujący. Boję się następnego "dzieła" z tej serii, bowiem o ile "Epic Movie" był głupkowaty to miejscami jeszcze bawił, tutaj jest z tym jeszcze gorzej. Mimo wszystko, nie wystawiam jedynki, bowiem dostrzegam jeden mały aspekt: światowa kultura masowa podupada i sama staje się własną parodią, stąd też coraz ciężej zrobić film, z gatunku pastiszy. Moim zdaniem "Disaster Movie" nadaje się tylko do roli "przerywnika" w wielogodzinnym maratonie filmowym. Przerywnik taki sprawi, iż inne filmy od razu wydadzą się lepsze i bardziej sensowne.

Ocena Civil.pl: 20%