komedia
Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.
Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.
Komedia absolutnie nie w moim guście, ale bardzo oryginalna i niesamowicie śmieszna. Fabuła: Peter Klaven (Paul Rudd) żeni się z Zooey (Rashida Jones), ale oprócz ma spory problem... Nie ma bowiem przyjaciela, który mógłby zostać jego drużbą. Przyjaciel się znajduje - zostaje nim Sydney Fife (Jason Segel). Tyle tylko, że nie jest to przeciętny gość a prawdziwe indywiduum, które wywraca życie Petera do góry nogami.
Przed obejrzeniem filmu obawiałem się jakiś przesadnych akcentów. Obawy były nieuzasadnione, bo wszystko w "I Love You, Man" jest jak trzeba. Trochę jedynie razi dysproporcja, miejscami jest to niemalże kino familijne przeplatane dialogami wyjętymi niemalże z filmów pornograficznych. Nevertheless: efekt końcowy jest bardzo dobry. Warto obejrzeć, ponieważ dobrych świeżych komedii jest coraz mniej, a ten film nie irytuje powtarzaniem schematów, ponadto ogląda się go lekko i z przyjemnością.
Ocena Civil.pl: 70%
Nie jestem fanem komedii z udziałem Owena Wilsona - od tego zdania zacznę i na nim skończę... W filmie "The Big Bounce", Wilson wciela się w postać złodziejaszka Jacka Ryan'a, który to na Hawajach po drobnych perypetiach dostaje pracę u lokalnego sędziego i właściciela Bungalowów - Waltera Crewes'a (w tej roli sam Morgan Freeman). Jednak to nie naprawianie pryszniców w domkach jest aspiracją zaradnego Jack'a a skok wraz piękną Nancy (Sara Foster) na kasę miejscowego bogacza Ray'a Ritchie (Gary Sinise).
Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale oprócz już wymienionych w rolach drugoplanowych występują jeszcze: Charlie Sheen i Vinnie Jones. Ten pierwszy wciela się w pracownika Ritchiego - Boba Rogersa Juniora - a drugi w niejakiego Lou Harrisa (poturbowanego na początku filmu przez Jacka). Wspominając Boba Rogersa Juniora nie można zapomnieć o Bobie Rogersie Seniorze, jego gra Harry Dean Stanton. Obsada naprawdę imponująca.
Co z tego, skoro ten film jest potwornie nudny i rozczarowujący. Akcja praktycznie nie istnieje. Zamiast sensownej fabuły mamy zlepek całkowicie przypadkowych scen, które na końcu filmu nie układają się w żadną całość. Jack i Nancy m. in. kradną samochód, włamują się do domu policjanta geja, dopływają do PUSTEJ łódki na morzu w której to rozmawiają w zasadzie o niczym. Gdyby jeszcze te sceny chociaż śmieszyły... Zakończenie filmu, na które trzeba spuścić kurtynę milczenia jest jeszcze gorsze niż cała reszta.
Postać grana przez Charlie Sheena jest całkowicie nieśmieszna, pozbawiona charakterystycznego dla tego aktora humoru. Owen Wilson może i próbuje grać zabawnego złodziejaszka, ale tak naprawdę on we wszystkich swoich filmach jest zawsze taki sam. Tak jak napisałem na początku: nie przepadam za filmami z tym aktorem, a po "The Big Bounce" mogę śmiało powiedzieć: Nie znoszę filmów z tym aktorem.
Ocena Civil.pl: 20%
Film oglądany na nadmorskich wakacjach. Komedia z Seannem Williamem Scottem, który wciela się w postać Wheelera oraz Paulem Ruddem w roli Danny'ego Donahue (jest on także współscenarzystą).
Fabuła: Wheeler i Danny pracują jako propagatorzy napoju energetycznego. Jeżdżą po szkołach i zachwalają dzieciakom "Minotaur", jednocześnie przestrzegając przed przyjmowaniem narkotyków. Pewnego dnia Danny ma jednak zły dzień, zrywa ze swoją narzeczoną (Elizabeth Banks) i wpada w kłopoty po tym jak Wheelerem rozrabia pod jedną ze szkół. Mężczyźni mają dwa wyjścia: 30 dni więzienia albo 150 godzin wolontariatu, polegającym na "mentorowaniu" dzieciom z problemami w pewnym ośrodku, który jest prowadzony przez ekscentryczną Gayle Sweeny (w tej roli Jane Lynch). Wheeler "dostaje" 10 letniego chłopca - Ronniego, który jest nienośny, zaś Danny trafia na nastolatka Augiego, którego interesują tylko prawdziwe gry fantasy (coś jak w grach komputerowych, tylko na otwartej przestrzeni z plastikowymi mieczami etc.). Dalej w tym filmie wszystko się toczy schematycznie, aż do happy endu.
Ta komedia nie jest jednak udana. Gdyby nie ostre teksty oraz odrobina nagości w dwóch scenach można by ją była sklasyfikować jako film familjny (w zasadzie końcówka filmu jest już komedią familijną). Seann William Scott zwykł występować w ostrych filmach (vide American Pie), tutaj jest trochę grzeczniejszy. Mimo to, nie znalazłem w filmie tyle dobrego humoru ile się spodziewałem. Może za dużo się spodziewałem, bo film generalnie się ludziom podoba (ocena ok. 7.3 na imdb.com).
Ocena Civil.pl: 50%
Film z gatunku komedii sportowo-romantycznej. Taka mieszkanka na ogół wiąże się też z kinem familijnym, jednak tym razem niekoniecznie...
Mike Myers wciela się w postać Guru Pitka, osoby zaznajomionej z "karmą" i Indiami, w każdym razie chodzi tutaj o skojarzenia z Bollywoodem. Guru Pitka prowadzi w Hollywood wykłady na temat różnych mądrości życiowych, co jednak nie pozwala mu zostać światowym guru nr 1, tylko nieustannie musi zadowalać się pozycją numer dwa. Ale oto los zsyła mu wielką szansę: musi pomóc gwieździe hokejowej drużyny Toronto Maple Leaves zejść się z narzeconą... A od tego zależy czy Toronto zdobędzie puchar Stanleya, bo Darren Roanoke (Romany Malco) nie potrafi dobrze grać wiedząc, że jego dziewczyna spotyka się z bramkarzem rywali - Jacques'em 'Le Coq' Grande'm (Justin Timberlake). Klub z Toronto należy do Jane Bullard (w tej roli Jessica Alba!) i to właśnie ona zatrudnia Guru Pitkę, bo to jej najbardziej zależy by jej klub sięgnął po trofeum. Nie jest to nazbyt oryginalna historia, bo na ogół w każdej komedii sportowej chodzi o to, że drużyna która do tej pory była najgorsza będzie najlepsza. Tyle, że tym razem zaoszczędzono widzowi całej tej mozolnej "trenerskiej" (choć jest i trener - niebalny!) krzątaniny a pokazano coś innego. Mike Myers i jego postać całkowicie dominują w filmie. Humor tego widowiska polega przede wszystkim na grze słów, seksualnych mniej lub bardziej dosadnych aluzjach, przeróżnych minach Myersa i wszechobecnej grotesce.
Nie zaoszczędzono na aktorach, bo pomimo znaczących już wymienionych przeze mnie postaci gościnnie pojawia się np. Jessica Simpson i Val Kilmer. To jednak nie wszystko: narratorem jest Morgan Freeman. Widz dostrzeże także paro sekundową obecność Oprah Winfrey, Kanye Westa, Judi Dench, Mariska Hargitay, Deepaka Chopra i Roba Blake'a.
Wyżej wymienione nazwiska niestety nie dodają temu filmowej dodatkowych wartości. Obecnie znane postacie lubią się pokazywać jako tzw. "uncredited" w różnych przedsięwzięciach, niekoniecznie dobrych.
Ta komedia nie jest dobra: są to w zasadzie odgrzewane kotlety przyprawione ostrymi tekstami w niezłej obsadzie. Mimo wszystko o wiele wyżej ceniłbym sobie ciekawą i śmieszną komedię z o wiele skromniejszym budżetem (62 miliony dolarów!). No w każdym razie jest to trochę lepsze "dzieło" niż np. "Epic Movie" czy "Disaster Movie", co jednak trudno nazwać sukcesem - bo poniżej tych filmów zejść się już nie da. Niby da się tego "The Love Guru" obejrzeć, ale nic ponadto.
Ocena Civil.pl: 40%
Komedia z Robe Schneiderem za i przed kamerą. Big Stan to handlarz nieruchomościami, życiowy farciarz z pięknym domem, jeszcze piękniejszą żoną Mindy (Jennifer Morrison) oraz żółtym Lamborghini.
Pewnego dnia życie Stana zostaje wywrócone do góry nogami, zostaje on oskarżony za oszustwa i grozi mu kilka lat więzienia. Nawet z prawnikiem, który korumpuje sędziów Lew Popperem (M. Emmet Walsh) nie udaje mu się uniknąć 3 letniej odsiadki. Jedyne co zyskuje to czas - pół roku na zamknięcie swoich spraw przed odsiadką.
Stan to niewysoki cherlawy mężczyzna, więc zakłada iż w więzieniu będzie podatny na przemoc ze strony współwięźniów. Postanawia zrobić wszystko by dobrze się przygotować. Na jego drodze staje jednak ktoś wyjątkowy, Master (rewelacyjny David Carradine), który jest w stanie nauczyć go wszystkich sztuk walki...
To tylko wstęp do fabuły, bo ten film składa się jakby z dwóch części: jedna dotyczy okresu przed odsiadką a druga to już typowa komedia więzienna. Pomimo, iż film jest zlepkiem przerabianych pomysłów i niczym nie zaskakuje to ogląda się go wybornie.
Śmieszna historia, fajnie zrobiona z dużą ilością podtekstów, ale też do bólu przewidywalna. Niektóre sceny bawią do łez, niektóre irytują - bowiem są odtworzeniem schematów, które po prostu są już tak wyeksploatowane, że nie powinny być dalej odgrzewane.
Jeżeli ktoś szuka fajnej komedii (niekoniecznie familijnej) na piątek lub sobotę wieczór a nudzą go już wszystkie "hity" o imprezach przerośniętych nastolatków to "Big Stan" będzie jak znalazł. Nie jest to na pewno nowatorska i wybitna komedia, ale przynajmniej trochę bawi.
Ocena Civil.pl: 60%