komedia
Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.
Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.
"Guava Island" to oryginalna produkcja Amazon Prime traktująca o fikcyjnej tropikalnej wyspie zarządzanej przez despotycznego Red Cargo (Nonso Anozie). Główni bohaterowie to para młodych ludzi: Deni Maroon (Donald Glover) oraz Kofi Novia (Rihanna) od urodzenia zamieszkujących Guavę. Deni to lekkoduch pracujący w rozgłośni radiowej, na co dzień zajmujący się muzyką a Kofi to mocniej stąpająca po ziemi miejscowa szwaczka. Pewnego dnia Deni pragnie zorganizować na wyspie muzyczny festiwal, aby chociaż na jeden dzień oderwać mieszkańców od szarej rzeczywistości. Jego plany nie podobają się Red Cargo, który obawia się że po całonocnej imprezie mieszkańcy wyspy nie stawią się nazajutrz do pracy. Na zarządzanej twardą ręką wyspie nie ma bowiem dni wolnych od pracy. Pomiędzy muzykiem a tyranem dochodzi do konfliktu, który ma tragiczne skutki.
Film ten jest bardzo krótki, bo trwa zaledwie 55 minut. Czas ten jest jednak wystarczający by opowiedzieć ciekawą historię. Sam film był kręcony na Kubie, pomimo iż użyto fikcyjnej nazwy wyspy, to przedstawione problemy są jak najbardziej zbliżone do tych, z którymi zmagają się mieszkańcy biednych krajów. Po raz kolejny Amazon stara się pokazać coś ambitniejszego aniżeli konkurencyjny Netflix. "Guava Island" miesza kilka gatunków filmowych, będąc chwilami komedią czy musicalem, jednakże nie przesłania to w żaden sposób mocnego przekazu, który dostarcza ta produkcja.
Ocena Civil.pl: 75%
"Isn't It Romantic" to komedia Netflixa, wyśmiewająca (przynajmniej w założeniu!) gatunek romcom. Natalie (Rebel Wilson) to samotna architekt mieszkająca w Nowym Jorku, pracująca w biurze gdzie nie cieszy się estymą. Podczas powrotu metrem do domu, Natalie zostaje napadnięta, uciekając napastnikowi uderza się głowę i traci przytomność. Po obudzeniu się, główna bohaterka dostaje całkowicie nowe (lepsze) życie, w którym ma wspaniałe mieszkanie zamiast taniej nory oraz ... cieszy się ogromną popularnością u płci przeciwnej. W alternatywnym świecie na Natalie zwraca uwagę jej klient – Blake (Liam Hemsworth), bajecznie bogaty Australijczyk. Wraz z rozwojem wydarzeniem, beznadziejne życie kobiety zamienia się bajkę stylizowaną na oklepane komedie romantyczne. Oprócz wymienionych bohaterów, ważne role w tym filmie grają jeszcze: Adam Devine i Priyanka Chopra.
Pomysł na pastisz komedii romantycznej był dobry. Samo wykonanie jednak pozostawia trochę do życzenia. Komedia romantyczna wyśmiewające inne komedie romantyczne przegrywa nie tyle z ideą, co raczej ze zbytnią nachalnością wyeksploatowania pomysłu. Wszystkie wydarzenia w tym filmie są do bólu przewidywalne, ba są nawet zapowiedziane. Mimo to "Jak romantycznie!" posiada lekkość komedyjki, wybijającej się ponad przeciętność. Da się ten film bez zgrzytania zębami obejrzeć, bo jest bardzo poprawny. Dobre (w miarę) oceny na Rotten Tomatoes (68% pozytywów) i na IMDB to potwierdzają. Netflix produkuje raczej bardzo przeciętne komedie, więc to dobrze że czasem uda mu się zrobić coś powyżej swojego narzuconego standardu.
Ocena Civil.pl: 59%
Teddy (Kevin Hart) to mężczyzna, który przed laty zaniedbał swoją edukację i nie zdał nawet matury. Po latach otwiera mu się szansa na stanowisko analityka finansowego... aby je objąć potrzebuje jednak matury. W tym celu główny bohater zapisuje się do szkoły wieczorowej dla dorosłych, gdzie zajęcia prowadzi wyrazista Carrie (Tiffany Haddish). W klasie Teddy'ego aż roi się od indywidualności, co wcale nie pomaga mu w postępach w nauce, wręcz przeciwnie.
Komedie z Kevinem Hartem zawsze są do siebie bardzo podobne, absurdalny humor + długie monologi postaci, w które wciela się ten aktor. Nie inaczej było i tym razem, aktor słynący z bardzo niskiego wzrostu (oficjalnie ma 163 cm) i drobnej postury jest opisywany w tym filmie słowem "krasnal". Budżet tego filmu wyniósł 29 mln dolarów a zwrot aż 103 mln. O ile Hart był taki jak zwykle, to bardzo dobrze zagrała Tiffany Haddish. Świetnie się odnalazła w roli znudzonej nauczycielki, zmuszonej do nadgodzin, która mimo to ma misję nauczania i stara się dobrze pracować. "Night School" to jednak bardzo przeciętna komedyjka, niezbyt śmieszna, do bólu przewidywalna. Film nie spodobał się widzom (ocena 5.6 na IMDB) ani krytykom (28% pozytywów w Rotten Tomatoes). Produkcja nie ma większych walorów, poza wspomnianą już dobrą rolą Haddish.
Ocena Civil.pl: 55%
Emocje towarzyszące premierze tego filmu były olbrzymie, co przełożyło się na gigantyczną frekwencję w kinach. Ja akurat miałem przyjemność zobaczyć "Kler" w VOD, kilka miesięcy po oficjalnej premierze. Film opowiada historie czwórki duchownych. Andrzej Kukuła (Arkadiusz Jakubik) to ksiądz ze średniej wielkości miasta, Tadeusz Trybus (Robert Wieckiewicz) to typowy wiejski klecha, Leszek Lisowski (Jacek Braciak) to pracownik kurii a arcybiskup Mordowicz (Janusz Gajos) to bardzo wpływowy ksiądz, budujący olbrzymie sanktuarium. Pierwsza trójka spotyka się ze sobą po latach na popijawie na plebanii. Libacja od której rozpoczyna się film niemalże w całości została przedstawiona w trailerze. Następnie film traktuje o codziennych problemach każdego z głównych bohaterów. Duża rolę gra także Joanna Kulig, wcielająca się w rolę gospodyni na parafii.
Film reklamowany jako kontrowersyjny i mocny faktycznie takim stara się być, jednakże poza gorzkim obrazem polskiego kościoła "Kler" pokazuje także inne oblicza tegoż. Typowa dla Smarzowskiego narracja i przesada, obecna w innych jego filmach gości także w "Klerze". W filmie oglądamy brudną, zapuszczoną Polskę (np. obskurny szpital), typową raczej dla PRL niż III RP znieczulicę i obojętność, wszystko to buduje taki ciemny by nie powiedzieć czarny obraz i jest moim zdaniem mocno przerysowane. O ile np. bardzo podobało mi się "Wesele" z 2004 roku, gdzie Smarzowski pokazał czarny obraz polskiej wsi, tak w 2018 roku, gdzie rok do roku poprawia się w naszym kraju sytuacja, nie wiem czy uczciwe jest pokazywane tylko negatywnych aspektów naszego społeczeństwa. Nie mniej jednak "Kler" to dobrze zrobiony film, z ciekawą fabułą. dobrze napisane, dobrze wyreżyserowany i świetnie zagrany przez polskich aktorów z najwyższej półki. Szczególnie dobrze zagrał Gajos i Braciak. Obaj Ci aktorzy dostali za swój występ nominację do Orłów.
Ocena Civil.pl: 70%
W niedalekiej przyszłości, w USA prezydent proponuje obywatelom podpisanie przysięgi patriotycznej. Samo podpisanie jest dobrowolne, ale w zamian za złożenie deklaracji obywatele zyskują pewne przywileje (podatkowe). Chris (Ike Barinholtz) to liberał odrzucający podpisanie "przysięgi" oraz ostro lobbujący wśród znajomych za niepodpisywaniem. Ostateczny termin podpisania deklaracji mija dzień po Święcie Dziękczynienia, na które Chris wraz z żoną Kai (Tiffany Haddish) zaprasza swoich rodziców i rodzeństwo. Główny bohater obawia się, że wspólne święta doprowadzą do kłótni o politykę.
Ike Barinholtz gra w filmie główną rolę, oprócz tego napisał scenariusz, zająć się reżyserią i ... produkcją. W filmie poza wymienionymi grają jeszcze między innymi: Billy Magnussen, John Cho czy Jay Duplass. Akcja "The Oath" ma w zasadzie miejsce w tylko domu głównego bohatera. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ten film się po prostu nie udał. Jako czarna komedia polityczna po prostu nie śmieszy i też nie bardzo ciekawi, bo traktuje o jakimś wyimaginowanym problemie. Film dzieli się jakby na dwie części: w jednej oglądamy słabą komedię a w drugiej doświadczamy czegoś na kształt groteskowego thrillera. Ike Barinholtz na pewno miał jakąś wizję tworząc scenariusz, reżyserując, produkując i grając główną rolę. Ale ciężko zgadnąć o czym chciał zrobić film, bo efekt końcowy nie ma żadnego wyrazu. Ciekawostką jest fakt, że w domu głównego bohatera wisi plakat z motywem województwa świętokrzyskiego (pokazany w kilku scenach), niestety nie udało mi się znaleźć informacji czy to był jakiś ukryty przekaz, bo sam Barinholtz nie ma polskiego pochodzenia.
Ocena Civil.pl: 35%