komedia

Recenzje komedii na tym blogu to przede wszystkim opinie o amerykańskich produkcjach, zarówno tych najbardziej kultowych i rozpoznawalnych jak i tych niszowych.

Ocena: 30 American Pie Presents: The Book of Love

9 lipca 1999 roku miała miejsce premiera filmu "American Pie". Komedia ta stała się dosyć kultowa - więc naturalnie powstały jej sequele. O ile jeszcze American Pie 2 i 3 były w miarę strawne (z aktorami z jedynki) to późniejsze "odpryski" mające w tytule "American Pie" już takie dobre nie były. Co prawda obrazy z dowcipami z licealistami/studentami, oscylujące w kółko wokół tego samego tematu mają swoich miłośników - ale podejrzewam, że nawet owi znawcy tego gatunku powoli orientują się, że filmy tego typu są coraz to gorsze.

"American Pie Presents: The Book of Love" z oryginału zachował tylko Eugene'a Levy'a (w wersji podstawowej grał on ojca Jima, w późniejszych częściach występował raczej gościnnie). Co prawda, ktoś tam się dalej nazywa Stiffler (rodzina Stifflerów jest duża - o czym można się było przekonać oglądać "American Pie Presents The Naked Mile" czy "American Pie Presents Beta House") - ale generalnie są to już bardzo dalekie od oryginału akordy.

O fabule nie można zbyt wiele napisać: zawsze jest niemalże identyczna. Tym razem trójka głównych bohaterów znajduje w swoim liceum legendarną książkę o podbojach kobiet. Publikacja zdaje się być cenna dla trójki niezaprawionych w bojach chłopaków. Co z tego wynika: chyba pisać nie trzeba.

Ten film oferuje jak zwykle mało smaczne żarty (początkowa scena nawiązuje do kultowej "szarlotki"). Parę sekund można się pośmiać - pod warunkiem, że wyłączy się rozum. Aby obejrzeć ten film trzeba się wcielić w mentalność 15-latka. Reżyser zapewne dla ubarwienia dodał szereg rozbieranych scen. Co tu dużo mówić - całość jest KIEPSKA.

Ocena Civil.pl: 30%

Ocena: 80 The Hangover

Czwórka przyjaciół na "wieczorze kawalerskim" w Las Vegas - to musi być śmieszne i naprawdę jest. Doug (Justin Bartha) się żeni, więc zaprasza Phila (Bradley Cooper), Stu (Ed Helms) i Alana (Zach Galifianakis) do miasta grzechu, w którym cała czwórka ma się ostro zabawić. Nazajutrz imprezy budzą się co prawda w tym samym apartamencie, który wynajęli dzień wcześniej - ale bez przyszłego pana młodego za to z tygrysem w łazience i dzieckiem w szafie... Trójka bohaterów na wielkim kacu ma wielkie zadania - znaleźć kumpla, oddać dziecko i pozbyć się tygrysa, przy okazji przypomnieć sobie wydarzenia z dnia poprzedniego (nikt z nich nie pamięta...). Tak w skrócie można podsumować zalążek fabuły.

A cały film jest genialny: bardzo zabawny, niesamowicie wciągający. Nic tylko oglądać. Jest nawet niespodzianka: Mike Tyson we własnej osobie.

Ocena Civil.pl: 80%

Ocena: 80 In the Loop

Brytyjska komedia polityczna z 2009 roku. Wysoko oceniona przez Rotten Tomatoes (94%) oraz internautów na IMDB.com (7.9/10). Obsada brytyjsko-amerykańska nieprzypadkowa, bowiem film traktuje o stosunkach amerykańsko-brytyjskich na chwilę przed rozpoczęciem bliżej nieokreślonej wojny z bliżej nieokreślonym agresorem.

By było zabawniej, nie występują postacie najważniejsze (premier Wlk. Brytanii i prezydent USA) - tylko ministrowie i sekretarze. Ministrer rozwoju międzynarodowego Wielkiej Brytanii - Simon Foster (Tom Hollander) zostaje wciągnięty w grę, której stawką jest rozpoczęcie wojny. Wojną jest zainteresowany zarówno premier Wlk. Brytanii jak i prezydent, tyle że po obu stronach Oceanu owa inwazja ma również swoich przeciwników. Sam Foster nie ma jednak nic do powiedzenia, ponieważ karty rozdaje szalony spin doctor Malcolm Tucker (Peter Capaldi), który pilnuje by była realizowana polityka zaplanowana przez premiera. W USA stronnictwo antywojenne jest reprezentowane przez sekretarz stanu Karen Clarke (Mimi Kennedy). Postaci jest oczywiście więcej, w roli generała Millera występuje sam (James Gandolfini).

Ten film to niezwykle inteligentna komedia, pełna przezabawnych sytuacji i jeszcze zabawniejszych dialogów. Na szczęście zrezygnowano z przygłupich gagów polegających, których pełno w nieambitnych filmach. Tutaj wszystko jest tak jak trzeba. Nie mniej jednak film pewnie śmieszy bardziej Brytyjczyków, bowiem mają oni obraz swojej elity politycznej i zapewne wyłapują więcej aluzji aniżeli inni. Pomimo to "In the Loop" trzeba obejrzeć!

Ocena Civil.pl: 80%

Ocena: 70 I Love You, Man

Komedia absolutnie nie w moim guście, ale bardzo oryginalna i niesamowicie śmieszna. Fabuła: Peter Klaven (Paul Rudd) żeni się z Zooey (Rashida Jones), ale oprócz ma spory problem... Nie ma bowiem przyjaciela, który mógłby zostać jego drużbą. Przyjaciel się znajduje - zostaje nim Sydney Fife (Jason Segel). Tyle tylko, że nie jest to przeciętny gość a prawdziwe indywiduum, które wywraca życie Petera do góry nogami.

Przed obejrzeniem filmu obawiałem się jakiś przesadnych akcentów. Obawy były nieuzasadnione, bo wszystko w "I Love You, Man" jest jak trzeba. Trochę jedynie razi dysproporcja, miejscami jest to niemalże kino familijne przeplatane dialogami wyjętymi niemalże z filmów pornograficznych. Nevertheless: efekt końcowy jest bardzo dobry. Warto obejrzeć, ponieważ dobrych świeżych komedii jest coraz mniej, a ten film nie irytuje powtarzaniem schematów, ponadto ogląda się go lekko i z przyjemnością.

Ocena Civil.pl: 70%

Ocena: 20 The Big Bounce

Nie jestem fanem komedii z udziałem Owena Wilsona - od tego zdania zacznę i na nim skończę... W filmie "The Big Bounce", Wilson wciela się w postać złodziejaszka Jacka Ryan'a, który to na Hawajach po drobnych perypetiach dostaje pracę u lokalnego sędziego i właściciela Bungalowów - Waltera Crewes'a (w tej roli sam Morgan Freeman). Jednak to nie naprawianie pryszniców w domkach jest aspiracją zaradnego Jack'a a skok wraz piękną Nancy (Sara Foster) na kasę miejscowego bogacza Ray'a Ritchie (Gary Sinise).

Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale oprócz już wymienionych w rolach drugoplanowych występują jeszcze: Charlie Sheen i Vinnie Jones. Ten pierwszy wciela się w pracownika Ritchiego - Boba Rogersa Juniora - a drugi w niejakiego Lou Harrisa (poturbowanego na początku filmu przez Jacka). Wspominając Boba Rogersa Juniora nie można zapomnieć o Bobie Rogersie Seniorze, jego gra Harry Dean Stanton. Obsada naprawdę imponująca.

Co z tego, skoro ten film jest potwornie nudny i rozczarowujący. Akcja praktycznie nie istnieje. Zamiast sensownej fabuły mamy zlepek całkowicie przypadkowych scen, które na końcu filmu nie układają się w żadną całość. Jack i Nancy m. in. kradną samochód, włamują się do domu policjanta geja, dopływają do PUSTEJ łódki na morzu w której to rozmawiają w zasadzie o niczym. Gdyby jeszcze te sceny chociaż śmieszyły... Zakończenie filmu, na które trzeba spuścić kurtynę milczenia jest jeszcze gorsze niż cała reszta.

Postać grana przez Charlie Sheena jest całkowicie nieśmieszna, pozbawiona charakterystycznego dla tego aktora humoru. Owen Wilson może i próbuje grać zabawnego złodziejaszka, ale tak naprawdę on we wszystkich swoich filmach jest zawsze taki sam. Tak jak napisałem na początku: nie przepadam za filmami z tym aktorem, a po "The Big Bounce" mogę śmiało powiedzieć: Nie znoszę filmów z tym aktorem.

Ocena Civil.pl: 20%