film akcji

Recenzje filmowe kina akcji próbują odpowiedzieć na kilka pytań. Po pierwsze sprawdzają czy scenariusz nie był pisany na kolanie, a cała fabuła nie polega na masowej rzeźni w jakimś magazynie. Po drugie oceniamy czy sceny akcji wciągają oraz czy trzymają poziom. Filmy akcji często mają ogromne budżety, przekraczające 100 mln dolarów, gdzie 'sky is the limit', ale niestety nie zawsze w parze za wielkimi pieniędzmi idzie odpowiednia jakość.

Ocena: 60 Once Upon a Time in Venice (Jak dogryźć mafii)

Komedia sensacyjna z doborową obsadą. W dzielnicy Los Angeles, nazwanej Wenecją na cześć "tej" Wenecji działa prywatny detektyw Steve Ford (Bruce Willis), prowadzący swoje biuro z asystentem o imieniu John (Thomas Middleditch). Steve to wyluzowany lekkoduch, niestroniący od problemów, dlatego pewnego wieczoru podejmuje się zadania odzyskania samochodu od lokalnego gangstera o pseudonimie Spyder (Jason Momoa). Akcja kończy się zniszczeniem samochodu i totalną furią gangstera, który w ramach rewanżu uprowadza psa Steve'a. Aby odzyskać czworonoga, główny bohater musi ... odzyskać kokainę ukradzioną Spyderowi. W tym niecodziennym zadaniu pomaga mu przyjaciel o imieniu Dave (John Goodman).

Zacznijmy od tego, że "Once Upon a Time in Venice" dorobił się fatalnych ocen od krytyków (19% pozytywów w Rotten Tomatoes) i bardzo przeciętnych od widzów (5.3/10 w IMDB). Z pewnością w kategorii komedii sensacyjnej nie jest to dzieło wybitne. Przeciętny scenariusz, dialogi na poziomie cut-scenek z gier komputerowych oraz dosyć mało wciągająca fabuła to główne bolączki. Zalety to przede wszystkim obsada: Willis, Goodman, Momoa na pierwszym planie robią wrażenie. Jestem fanem Willisa i spodobał mi się w roli wyluzowanego cwaniaczka drażniącego gangsterów. Niestety jednak przychylam się ku tezie, że same wielkie nazwiska w czołówce to za mało by uratować mierny scenariusz. Film ten nada się jako coś "lekkostrawnego" na sobotni czy niedzielny wieczór, pod warunkiem że potencjalni widzowie nie będą mieli przed seansem za dużym oczekiwań. Obecnie produkcję można obejrzeć na Netflixie.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 70 Alita: Battle Angel

Wizjonerski film Roberta Rodrigueza, twórcy Sin City, który nie podołał swojemu potecjałowi. Tak w jednym zdaniu można opisać film Alita: Battle Angel, który jest dobrym widowiskiem pozostawiającym mocny niedosyt przede wszystkim od strony fabularnej.

Zacznijmy zatem od wspomnianej wcześniej fabuły, za którą m.in. był odpowiedzialny twórca takich hitów jak Avatar i Titanic - James Cameron. Jest rok 2563, 300 lat po Wielkiej Wojnie. Ludzkość podzieliła się na dwie frakcje - zamożnych, mieszkających w podniebnych miastach oraz resztę pracującą na ich rzecz na zrujnowanej Ziemi. Dr. Chiren (w tej roli Christoph Waltz), miejscowy doktor zajmujący się cybernetycznymi przeszczepami, znajduje pewnego dnia na wyspisku rozczłonkowanego cyborga z nietkniętym ludzkim mózgiem. Po wybudzeniu pacjentka (Rosa Salazar) nie pamięta nawet swojego imienia, wobec czego doktor nadaje jej imię swojej zmarłej córki, Ality. Próbując odzyskać utracone wspomienienia i powrócić do świata żywych, spotyka na swojej drodze Hugo (Keean Johnson) - chłopaka, którego celem jest dostanie się do Zalem. Aby jednak tego dokonać, musi podjąć ryzkowną współpracę z miejscowym hersztem Vectorem (Mahershala Ali), który jest organizatorem Motorball - miejscowych rzogrywek przeznaczonych dla cybernetycznych gladiatorów. Znajomość ta szybko okaże się początkiem kłopotów - wszystko bowiem wskazuje na to, że młoda dziewczyna była jedną z walczących stron w wielkiej wojnie, zaś przywódca podniebnego miasta Zalem, Nova, zrobi wszystko, by zniszczyć główną bohaterkę.

Film, pomimo bardzo wizjonerskiego podejścia, rozczarował mnie w kwestii przedstawienia tej historii. Po częsci wynika to z próby stworzenia dzieła jak dla najszerzszego wiekowo grona odbiorców, a z drugiej z racji nastawienia się na kontynuacje fabuły w następnych filmach (o ile takowe powstaną). Niemniej braki fabularne nadrabia z pewnością świeta oprawa audio-wizualna - Alita: Battle Angel wyznacza nowe granice pod względem wysokiej jakości efektów specjalnych. Alita broni się również dobrą obsadą aktorską, której udało się przyciągnąć sporo widzów do kin na całym świecie - film zarobił bowiem ponad 400 milionów USD przy budżecie oscylującym w graniach 170 mln USD.

Jeżeli przymkniesz oko na niedociągnięcia fabularne, przy oglądaniu Alita: Battle Angel będziesz się dobrze bawił.

Ocena Civil.pl: 70%

Ocena: 51 Slaughterhouse Rulez (Rzeźnia)

W ramach akcji Halloweenowej postanowiłem sięgnąć po dosyć świeży brytyjski film zatytułowany "Slaughterhouse Rulez", którego premiera miała miejsce właśnie w Halloween prawie rok temu. Krótko o fabule: nieopodal położonej na odludziu szkoły (elitarnej!) Slaughterhouse prowadzone są odwierty gazu łupkowego. Podczas wiercenia inżynierowie przypadkiem uwalniają spod ziemi krwiożerce bestie, które zagrażają uczniom pobliskiej placówki edukacyjnej. Młodzi ludzie podejmują nierówną walkę z hordą potworów. Wśród obsady tego filmu znajdziemy takie nazwiska jak Simon Pegg, Finn Cole, Asa Butterfield czy Margot Robbie (mającą rolę mocno epizodyczną).

Ten film aż kipi brytyjskim humorem i wyspiarskim podejściem do kinematografii. Został podzielony na dwie części, pierwsza to typowo teenagowy filmik o życiu w elitarnej szkole a druga to typowy szalony horror survivalowy. Niestety żadna z tych części nie jest dobra. Produkcja kosztowała 5.2 mln funtów i zarobiła nieco ponad 700 ... tysięcy. Akurat to normalne, bo filmy z wysp brytyjskich na ogół nie cieszą się uznaniem za oceanem (oczywiście są wyjątki), ale w tym wypadku "Slaughterhouse Rulez" dostał także słabe oceny od widzów (5.2/10 na IMDB) oraz od krytyków (41% pozytywów w Rotten Tomatoes). Nie jest to jednak totalne dno o którym należy zapomnieć i się nie zbliżać. Obejrzeć się da, chociażby dla ciekawej obsady, ale jeżeli ktoś oczekuje jakiś szczególnych walorów to się zawiedzie. Może tylko wielbiciele typowo brytyjskiego humoru znajdą coś w tym filmie dla siebie. Twórcy tego "dzieła" mieli problem co tak naprawdę chcieli stworzyć i wyszła hybryda nie będąca ani komedią, ani horrorem. Ot taki mieszaniec.

Ocena Civil.pl: 51%

Ocena: 81 Captain Marvel (Kapitan Marvel)

Debiutujący w marcu 2019 roku film o Kapitan Marvel stanowił preludium do Avengers Endgame. Na Endgame cały świat ostrzył sobie zęby na tyle, że produkcja wybiła się na pierwsze miejsce najbardziej kasowych filmów wszech-czasów, wyprzedzając o niespełna 6 mln samego "Avatara". Kapitan Marvel pojawia się także w małej roli w samym Endgame, jednakże fani tej postaci musieli wysupłać dodatkowe pieniądze by zasiąść w kinie na 2 miesiące przed premierą ostatniej odsłony Avengersów. Być może nie wszyscy fani Marvela "zainwestowali", na co też wpływ miały raczej niskie jak na produkcje tej klasy oceny w serwisach filmowych. Ale po kolei... Vers (Brie Larson) to kobieta posiadająca nadprzyrodzone moce, będąca przedstawicielem rasy Kree. Pewnego razu Vers i jej zespół, na czele z Yon-Roggiem (Jude Law) zostaje skierowany do walki ze Skrullami, podczas działań wojennych kobieta zostaje uprowadzona przez wrogów, którzy pragną pozyskać informacje o jej przeszłości. Vers udaje się uciec, po czym przez przypadek dociera do planety Ziemi, gdzie w roku 1995 spotyka Nicka Fury'ego (Samuel L. Jackson), agenta Tarczy. Nie zdradzając dalej fabuły, kobieta na Ziemi dowie się prawdy o swojej prawdziwej przyszłości i zrozumie kto jest jej prawdziwym wrogiem a kto sojusznikiem.

Film według różnych źródeł miał kosztować od 152 do 175 mln dolarów i zarobił 1,1 mld dolarów (!), jest to wynik dużo lepszy niż chociażby Thor: Ragnarok i trzeba obiektywnie powiedzieć, że jest to wynik dobry jak na super kasowe produkcje Marvela. Gorzej natomiast wypadają oceny widzów, zarówno w IMDB jak i np. w polskim filmweb produkcja zdobyła notę 7.0, co jak na produkcje ze stajni Marvela jest wynikiem obiektywnie słabym (ale nie najsłabszym). Lepiej poszło w Rotten Tomatoes, gdzie 78% opinii było pozytywnych. Moim zdaniem oceny widzów są w tym przypadku zbyt surowe, ponieważ ten film jest po prostu dobry. Przede wszystkim twórcy osadzili akcję w roku 1995, czyli czasie debiutu np. Windowsa 95 (który gości na ekranie filmu...). Był to czas kiedy telefonia komórkowa dopiero zdobywała popularność, Internet raczkował, a ludzie do komunikacji zamiast Messengera używali Pagera. Z okresem tym wiąże się także wiele kultowych piosenek, niektóre z nich zostały odtworzone w tej produkcji (np. wydany w 1995 hit "Just a Girl" zespołu No Doubt). Klimat "Captain Marvel" jest niesamowity a kolejną ważną zaletą jest lekkość produkcji. To przyjemny film akcji, pozwalający widzowi się zrelaksować, okraszony dużą dawką humoru. Brie Larson jest bardzo zdolną i wyrazistą aktorką, w tym filmie czaruje swoją osobowością i urodą. Naprawdę chciałbym napisać o jakiś wadach, ale po prostu ich nie widzę. Dla mnie ten film to jedna z najlepszych produkcji Marvela jaka powstała.

Ocena Civil.pl: 81%

Ocena: 59 The Commuter (Pasażer)

Michael MacCauley (Liam Neeson) to pracownik korporacji (były policjant) od 10 lat dojeżdżający tą samą kolejką podmiejską do pracy na Manhattanie. Pewnego dnia Michael zostaje nagle zwolniony, tego samego dnia ktoś kradnie mu komórkę a w pociągu dosiada się do niego tajemnicza kobieta o imieniu Joanna (Vera Farmiga). Proponuje ona Michaelowi układ: 100 tysięcy dolarów w zamian za znalezienie w pociągu osoby, która przewozi cenną dla Joanny przesyłkę. Michael odbiera pieniądze i podejmuje się zadania, wkrótce jednak okazuje się, że wplątał się w sytuację bez wyjścia, a Joanna i jej ludzi zaczynają grozić jego rodzinie. Ważne role w tym filmie grają jeszcze między innymi: Patrick Wilson oraz Jonathan Banks.

Film był koprodukowany przez Canal+ i na tej stacji można go obecnie obejrzeć. Budżet produkcji to 30 mln dolarów. Szczerze mówiąc ten film mi nie podszedł. Reżyserem tej produkcji jest Jaume Collet-Serra, który ma na swoim koncie np. "Non-Stop czy "Unknown". Tym razem jednak jego współpraca z Liamem Neesonem wypada mocno poniżej oczekiwań. Po pierwsze dlatego, że "The Commuter" opiera się na bardzo podobnych schematach jak "Non-Stop", po drugie sama intryga i jej poprowadzenie nie wciąga tak jak powinna. Niemalże wszystkie wydarzenia w tym filmie rozgrywają się w kolejce podmiejskiej i przez większość czasu oglądamy Liama Neesona krążącego po pociągu. Z tego powodu całość (a film trwa 105 minut) bardzo się dłuży i w pewnym momencie po prostu chciałem, by to wszystko się już skończyło. Smuci też mały udział Very Farmigi, która gra w tym filmie w dwóch scenach oraz uczestnicy w kilku rozmowach telefonicznych z głównym bohaterem. "The Commuter" odbieram jako przeciętny film akcji, mocno marnujący swój potencjał.

Ocena Civil.pl: 59%