film akcji

Recenzje filmowe kina akcji próbują odpowiedzieć na kilka pytań. Po pierwsze sprawdzają czy scenariusz nie był pisany na kolanie, a cała fabuła nie polega na masowej rzeźni w jakimś magazynie. Po drugie oceniamy czy sceny akcji wciągają oraz czy trzymają poziom. Filmy akcji często mają ogromne budżety, przekraczające 100 mln dolarów, gdzie 'sky is the limit', ale niestety nie zawsze w parze za wielkimi pieniędzmi idzie odpowiednia jakość.

Ocena: 73 Spectre

Nowy James Bond wypełnił szczelnie kina, na seansie na którym byłem (choć nie był w dniu premiery) wolnych miejsc było na lekarstwo. Trudno się dziwić, w sytuacji gdy o "Spectre" mówi i pisze się wszędzie. Akcja filmu rozpoczyna się w Mexico City, gdzie agent 007 wykonuje ostatnie polecenie dawnej M. Polecenie to składa się z dwóch elementów: eliminacji Marco Sciarry, włoskiego przestępcy oraz uczestniczeniu w jego pogrzebie w Rzymie. Podczas tej drugiej "imprezy" Bond poznaje wdowę po gangsterze &ndash Lucię (Monica Bellucci). Dowiaduje się od niej o rzymskim spotkaniu tajnej organizacji przestępczej do której należał senior Sciarra. Bond udaje się na miejsce spotkania, po to by zostać zdemaskowanym przez głowę organizacji Franza Oberhausera (Christoph Waltz). Przeskakując fabularnie dalej: aby zniszczyć Oberhausera, Bond potrzebuje poznać Madeleine Swann (Lea Seydoux), której ojciec powiązany był z organizacją. W filmie występuje w roli M Ralph Fiennes, nie zabrakło również Bena Wishawa (jako Q) oraz Naomie Harris (Moneypenny). Pojawia się także C grany przez Andrew Scotta – antagonista Bonda.

Mam mieszane uczucia jeżeli chodzi o "Spectre". Z jednej strony w tym Bondzie dużo było Bonda (+ masa nawiązań do wcześniejszych części, niektóre nawet bardzo nachalne), z drugiej jednak kilka stałych elementów zostało zmienionych. Rozbudzono też apetyty efektownymi trailerami oraz udziałem M. Bellucci (gra ona tylko epizod). Pozostał chyba jednak niedosyt, czegoś zabrakło. Daniel Craig w wywiadach odgrażał się, iż to był jego ostatni Bond, to oczywiście tylko gra medialna i próba wywołania zamieszania, co dobrze robi produkcji. Nie mniej jednak zakłady bukmacherskie od wielu miesięcy przyjmują zakłady na to, kto zastąpi Craiga. Poważnym kandydatem wydaje się być Damian Lewis, Anglik znany między innymi z serialu "Homeland". Moim zdaniem warto jednak, by to Craig jeszcze raz spróbował swoich sił jako 007 i zakończył swój udział w serii z większym przytupem.

Ocena Civil.pl: 73%

Ocena: 65 Terminator Genisys

John Connor (Jason Clarke) wysyła Kyle'a Reese (Jai Courtney) w przeszłość, do roku 1984 po to by ten uratował Sarę Connor (Emilia Clarke) przed Terminatorami Skynetu. Sarah przed przybyciem Reese'a, ma już jednak obrońcę, niezawodnego strażnika – tytułowego Terminatora (w tej roli oczywiście Arnold Schwarzenegger). Reese podczas podróży w czasie tworzy nową czasoprzestrzeń, w której to dzień sądu jest przesunięty na rok 2017. W tej niedalekiej przyszłości ludzkość ma zostać podporządkowana maszynom za sprawą nowego systemu operacyjnego Genesis. Program ten ma zarządzać wszystkimi urządzeniami elektronicznymi. Sarah Connor i Reese z przytulnego roku 1984 roku, podróżują więc do 2017, po to by wspólnie z Terminatorem nie dopuścić do premiery rynkowej Genesis.

Ta odsłona Terminatora niestety nie zachwyca. Wydano mnóstwo pieniędzy (155 mln dolarów, zarobiono ponad 400), zainwestowano w bardzo modnych ostatnio aktorów (Jason Clarke, Emilia Clarke i Jai Courtney), pokazano trochę efektów specjalnych, ale zabrakło jakiegoś kluczowego elementu, spoiwa który wyróżniłby ten film z tłumu superprodukcji. Arnold Schwarzenegger pomimo 68 lat na karku w ostatnich latach na powrót zagościł w filmach akcji, dla mnie to jest plus, ponieważ kino akcji potrzebuje Schwarzeneggera, tak samo jak potrzebuje innych twardzieli rodem z lat 90. i kaset VHS. Niestety w tym filmie sympatyczny Arnie to za mało. Dodatek w postaci epizodycznej roli J. K. Simmonsa ... to dalej za mało. Nie mniej jednak i tak każdy fan tego gatunku już tę produkcję widział lub zamierza zobaczyć.

Ocena Civil.pl: 65%

Ocena: 49 Lucy

Hit kasowy, kit filmowy. Tak w skrócie można opisać dzieło Luca Bessona, który do filmu dziejącego się Tajwanie oraz Paryżu zatrudnił Scarlett Johansson oraz Morgana Freemana.
Tytułowa Lucy (Johansson) jest studentką na wymianie w Taipei. Pewnego dnia jest poproszona przez nowego chłopaka o dostarczenie do luksusowego hotelu walizki. Jak się okazuje, chłopak pracuje jako przemytnik narkotyków dla lokalnego gangstera Mr. Janga. Dziewczyna, wraz z garstką innych obcokrajowców, zostaje zmuszona wbrew woli do przeszmuglowania do Europy wewnątrz swojego organizmu nowy syntetyczny narkotyk o nazwie CPH4. W czasie przeprowadzenia operacji dziewczyna zostaje porwana i pobita, na skutek czego do jej krwiobiegu dostaje się zawartość woreczka z używką. Okazuje się, że wpływa on na przyśpieszoną ewolucję ludzkiego umysłu, który do tej pory wykorzystywany był w zaledwie 10%. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym to Lucy musi dotrzeć do profesora Samuela Normana (Freeman), światowej klasy neurologa, aby powstrzymać proces rozwoju zdolności psychofizycznych - bowiem jeszcze żadne zwierzę na świecie nie osiągnęło 100% wykorzystania przestrzeni najważniejszego narządu w organizmie.

Film nie przypadł mi do gustu - być może ze względu na to, iż każdy film Luca Bessona, niezależnie od fabuły, zawiera to samo - Paryż, wyścigi francuskimi autami oraz klarowny podział na dobrych i złych. Tej sztampowości nie ratuje wątek sci-fi, ani fantastyczno-naukowy bełkot na temat ewolucji, jak i średniej jakości efekty specjalne. Dzieło jednak odniosło ogromny sukces finansowy - pomimo średniego odbioru publiczności (imdb 61/100 meta, zaś na rottentomatoes tylko 47 % oglądającym film się spodobał) - z 40 milionów $ włożonych licznik Box Office zatrzymał się na liczbie 458 milionów $ (z czego aż 332 mln wygenerowali widzowie spoza Stanów Zjednoczonych). Ciężko mi określić, dlaczego film odniósł aż tak duży sukces finansowy - dopatruję się w tym głównie udziału Scarlett Johansson, przez rzeszę fanów opatrzoną jako bóstwo urody, jak również użycie krajów Europy oraz Azji jako miejsca akcji. Należy jednak pamiętać, że o sukcesie nie decyduje tylko sam film - chodzi przede wszystkim o dobry marketing, który w tym przypadku wygrał z takimi superprodukcjami jak Edge of Tomorrow czy Oblivion (w obu filmach zagrał mistrz kina akcji, Tom Cruise).

Ocena Civil.pl: 49%

Ocena: 54 Insurgent

Druga część serii "The Divergent", zatytułowana "Insurgent" ("Powstaniec") na podstawie książki Veroniki Roth. Akcja filmu jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części czyli "Divergent", dla przypomnienia rzecz dotyczy kolejnej wizji post-apokaliptycznego świata, w którym to społeczeństwo schowane za murem jest podzielone na cztery frakcje. Tris (Shailene Woodley) ma tego pecha, iż pasuje do każdej frakcji, co czyni ją "Niezgodną" będącą zagrożeniem dla systemu. Główna antagonistka Jeanine (w tej roli Kate Winslet), z pomocą Erica (Jai Courtney) robi co może by wyeliminować Tris oraz pozostałych buntowników, w tym Foura (Theo James). Jeanine chce jednak otworzyć też tajne pudełko, znalezione w mieszkaniu rodziców Tris, pudełko to może być otworzone tylko przez prawdziwego "Niezgodnego", stąd też Jeanine z jednej strony chce się pozbyć Tris a z drugiej dobrać się do pudła. Trochę to bez sensu, ale ciężko oczekiwać od Veroniki Roth, która to cyklem Divergent debiutowała w wieku 23 lat, by wszystko w jej prozie mogło mieć ręce i nogi... Ale do rzeczy: w tej części wprowadzono trochę nowych postaci, w tym przede wszystkim matkę Foura – Evelyn (w tej roli Naomi Watts nie do poznania) oraz Jacka Kanga (Daniel Dae Kim, znany z serii "Lost"). To co uderza, to fakt iż Naomi Watts jest ledwie starsza od Theo Jamesa o 16 lat i w filmie wygląda raczej jak jego starsza siostra, ale taki niuans jest do wybaczenia. Nowe postacie trochę zrzuciły na drugi plan Christinę (graną przez Zoë Kravitz), Caleba (filmowego brata Tris, granego przez Ansela Elgort). Miles Teller jako Peter to aktor o wyższych umiejętnościach, stąd też mimo małego udziału, dał się nieźle zapamiętać. Przeszkadza za to Kate Winslet, jej rola demonicznej Jeanine wypada blado, głupi grymas na twarzy, to za mało by stworzyć postać, nawet w filmie dla nastolatków.

Ta część ma najgorzej, ponieważ wypada w połowie trylogii. Z jednej strony produkcja ma zrobić apetyt na ostatnią część a z drugiej ma jak najwięcej zarobić i podtrzymać zainteresowanie serię. Finansowo się udało, ponieważ przy budżecie 110 mln dolarów zarobiono na tę chwilę prawie 300. Nie udało się jednak stworzyć porywającego widowiska, film ten jest o 20 minut krótszy niż pierwsza część, ale też zawiera o wiele mniej treści, co prawda te 119 minut przelatuje szybko, ale jakby pokusić się o dokładne streszczenie fabuły, to ciężko by było zrobić nawet szkic fabuły. Trochę to wygląda tak, jakby chciano streścić drugą część trylogii jak najmniejszym kosztem, w najkrótszym czasie. Wyszło chaotycznie. Interes się będzie jednak kręcił, ponieważ ostatnia odsłona, zatytułowana "Allegiant" została pocięta na dwie części. Widzowie zostaną zaproszeni do kin w roku 2016 oraz w 2017. To żenujące, iż dla pieniędzy kinowi twórcy potrafią nawet z trylogii zrobić tetralogię, rozbijając ostatnią część na "Part 1" i "Part 2". To znak czasów, niestety jestem pewien, iż ten zabieg wyjdzie im na dobre, bo po prostu zarobią dwa razy, serwując kiepski produkt, w efektownym opakowaniu.

Ocena Civil.pl: 54%

Ocena: 73 Dawn of the Planet of the Apes

Kontynuacja udanego prequela Geneza Planety Małp. Fabuła ściśle nawiązuje do poprzedniej części - po nieudanych eksperymentach ludzi na małpach, dochodzi do pandemii tzw. "małpiej grypy", która jak się zdaje, wybiła cały ludzi gatunek. Pustkę po nich wypełniły małpy, które na skutek laboratoryjnie wywołanej ewolucji, stały się naczelnym, pod względem nie tyle inteligencji, co możliwości założenia prymitywnej cywilizacji, ssakiem pod wodzą wychowanego przez ludzi szympansa Cezara (w tej roli znany z roli Smeagola - Andy Serkis). Spokój plemienia zakłóca jednak wizyta grupy ludzi pod przywództwem Malcolma (Jason Clarke, rozchwytywany ostatnimi czasy Australijczyk). Okazuje się, że mała część populacji była odporna na wirusa. Chcąc powrócić do dawnego życia i odbudować się ze zgliszczy, niedobitki z San Francisco chcą ponownie uruchomić elektrownię wodną, która obecnie znajduje się na terytorium małp. Czy obędzie się bez konfliktu? A jeżeli tak, to kto pierwszy zaatakuje?

Myślą przewodnią tego dzieła jest moim zdaniem zgodność z przysłowiem - człowiek człowiekowi wilkiem, choć w tym przypadku bardziej prawidłowo brzmiałoby: małpa małpie człowiekiem.
Ta superprodukcja, kosztująca blisko 170 milionów, osiągnęła świetne wyniki - ponad 700 mln przychodu oraz pochlebne recenzje - 7,7 na IMDB, 79 na metacritic, 90% zaś na Rottentomatoes. Oprócz tego Małpy otrzymały nominację do Oscara za efekty wizualne - bo przede wszystkim to rzuca się na pierwszy plan, gdyż zarówno animacje, jak i wygląd zwierząt, poprzez krajobrazy zniszczonego San Francisco, a na wybuchach kończąc, wszystko to wygląda naprawdę dobrze. Fabularnie jest to film, podobnie jak w Mad Max, przedstawiający wizję post-apokaliptycznego świata, lecz nieco z innej strony - rzuca bowiem nieco światła na to, kto może zająć miejsce po ludziach na Ziemi. Film, pomimo trwania prawie dwóch godzin, minął jak z płatka, co jest dobrym wskaźnikiem do obejrzenia tej superprodukcji.

Ocena Civil.pl: 73%