film akcji

Recenzje filmowe kina akcji próbują odpowiedzieć na kilka pytań. Po pierwsze sprawdzają czy scenariusz nie był pisany na kolanie, a cała fabuła nie polega na masowej rzeźni w jakimś magazynie. Po drugie oceniamy czy sceny akcji wciągają oraz czy trzymają poziom. Filmy akcji często mają ogromne budżety, przekraczające 100 mln dolarów, gdzie 'sky is the limit', ale niestety nie zawsze w parze za wielkimi pieniędzmi idzie odpowiednia jakość.

Ocena: 60 The A-Team

Dzisiaj zdecydowałem się wstąpić do kina na mocno reklamowany na naszym rynku remake popularnego serialu z lat 80. - The A-Team. W nowej produkcji zachowano oryginalne nazwiska bohaterów - ale oczywiście zatrudniono całkiem nowych aktorów. I tak Hannibalem stał się Liam Neeson, Faceman Bradley Cooper, Baracusem Quinton 'Rampage' Jackson (prywatnie były zawodnik MMA) a Murdockiem Sharlto Copley. Do tej czwórki dodano postać porucznik Charisy Sosa granej przez Jessicę Biel. Czwórka głównych aktorów zrobiła na mnie bardzo przyjemne wrażenie, aczkolwiek uważam się za fana Neesona a nie Coopera. Wstyd się przyznać, ale po raz pierwszy w większej roli (pomimo, iż filmów z nią jest dużo) zobaczyłem Jessicę Biel - która prezentuje się na ekranie wyjątkowo zjawiskowo.

Tyle o aktorach. A co można powiedzieć o fabule? Z tym niestety jest gorzej. Jak na film przygodowy w realiach militarnych nie zabrakło różnego rodzaju sprzętu wojskowego. Jest obecna również (a jakże) cała masa efektów specjalnych, w powietrzu, na lądzie i nawet trochę na wodzie (bo w porcie) - poza tym jednak fabuła lekko kuleje - bowiem nie przemawiają do mnie kolejne etapy wyjęte z życia tytułowej drużyny A.

Skupiałem się bardziej na detalach, aniżeli na tym czy cała historia ma sens.

Zdaję sobie sprawę, że ludzie lubią filmy o superbohaterach w super trudnych misjach i latanie czołgiem z lądowaniem w niemieckim jeziorze. Nie mniej jednak do okrzyku "wow" zabrakło trochę lepszej fabuły. 

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 80 RocknRolla

Gangsterski kryminał z odrobiną humoru osadzony we współczesnym Londynie. Tom Wilkinson jako wpływowy gangster Lenny Cole, kontrolujący stolicę Wielkiej Brytanii staje przed zadaniem załatwienia koncesji budowlanej wpływowemu rosyjskiemu biznesmenowi w zamian za gigantyczną łapówkę. Brzmi mało interesująco? Niekoniecznie. Rosjanin pożycza Brytyjczykowi "szczęśliwy" obraz na czas załatwiania interesów. Problem jednak w tym, że cudowne płótno zostaje wyniesione z domu Lenny'ego przez jego przyszywanego syna - rockmana i narkomana Johny'ego Quida. To jednak nie koniec kłopotów - bowiem księgowa (Thandie Newton) rosyjskiego biznesmena po załatwieniu potrzebnych środków - zamiast je oddać bossowi aranżuje napad z udziałem lokalnego przestępcy - One Two (w tej roli Gerard Butler). I tak ono wszystko się komplikuje a film rozkwita.

Reżyser - Guy Ritchie, odwalił kawał dobrego angielskiego kina, tworząc ciekawe widowisko z wieloma bohaterami osadzone w gangstersko-biznesowym światku Londynu. W zasadzie nie trzeba się więcej rozpisywać, trzeba obejrzeć.

Ocena Civil.pl: 80%

Ocena: 40 From Paris with Love

Rozczarowanie. Spore rozczarowanie. Luc Besson (jako współscenarzysta i producent - w tym filmie) przyzwyczaił widzów do wybornego kina akcji, osadzonego najczęściej w Paryżu. Tym razem jednak zabrakło mu weny twórczej i stworzył potworka, który w zasadzie jest niemalże pastiszem jego wcześniejszych produkcji.

Jeżeli ktoś zachwycał się "Taken" (opisywałem ten film w lipcu 2009) - i liczył na wiele po "From Paris with Love" - to się bardzo rozczaruje.

Fabuła jest tutaj cieniutka: w zasadzie nie wiadomo co chodzi - bowiem Travolta, który gra agenta Charliego Waxa i jego kompan Jonathan Rhys Meyers (wcielający się w postać James Reece'a) przypominają postacie z kiepskiej gry akcji, w której to zabrakło pieniędzy na fabułę.

O ile gra z kiepską fabułą i dobrą grywalnością będzie do przełknięcia to film, w którym to bohaterowie chodzą po kolejnych lokacjach likwidując przeciwników fajny być nie może. Wiele elementów nie pasuje do całości, scenariusz dryfuje po mieliźnie.

Charakterystyczny Travolta gra twardziela. Likwiduje tuziny oprychów, celuje z bazooki w rozpędzonej Audicy na autostradzie, samemu nie odnosząc żadnych obrażeń. To jednak bardziej przypomina bardziej elementy dzieł Stevena Seagala, niż kina Luca Bessona.



Ocena Civil.pl: 40%

Ocena: 40 A Dangerous Man

To "dzieło" obejrzałem kilka dni temu, ale teraz chciałbym je opisać, nie dlatego że kilka dnia byłem pod ogromnym wrażeniem tej produkcji - po prostu nie chciało mi się usiąść i opisać... Steven Seagal znowu w akcji - tym razem jako niesłusznie skazany - Shane Daniels, który po wyjściu z więzienia ... wplątuje się w nową aferę i robi to co zwykle.

Tym razem przeciwnikiem jest chińska mafia i lokalna policja, zaś sojusznikiem mafia rosyjska. Mniejsza jednak o fabułę, w filmie ze Stevenem na ogół wszystko wygląda podobnie - przeciwnicy na koniec nie żyją a sam główny bohater pozostaje nietknięty (sam Steven Seagal ma taką manierę, ze w swoich filmach nigdy nie ginie, bardzo rzadko jest ranny...).

W zasadzie poza małymi wyjątkami (typu "Driven to Kill") Steven Seagal stacza się powolutku coraz niżej. Postacie w jego filmach, pomimo innego nazwiska bohatera i drobnych okoliczności - zawsze są takie same (sposób zachowania się, gesty, mimika, powiedzonka - pozostają niezmienne). Zastanawiam się, czy w takiej sytuacji nie lepiej byłoby się wziąć Seagalowi za jakiś serial?

Ja sięgnę po kolejne dzieło dzielnego Stevena, ponieważ lubię 90 minut filmu akcji klasy C ze starym dobrym znajomym. Czasami bywa ciężko wytrzymać, ale mimo to warto się zmusić, choćby dla kilku fajnych scen walki (ostatnio modny jest nóż!) i śmiesznych dialogów. Są jednak osoby, które nie cierpią tego aktora i jego produkcji, nie dziwię się im.




Ocena Civil.pl: 40%

Ocena: 50 Grindhouse: Planet Terror

Nakręcony obok "Grindhouse: Death Proof" film - "Planet Terror" miał bawić się konwencjami filmów grozy. Robert Rodriguez na pewno ma spory potencjał, jednak jego film przy "Death Proofie" Quentina Tarantino wypada blado. Przedobrzono tutaj z postaciami - jest ich bardzo dużo (aktorów, którzy je grają wymieniłem w tagach) i nie popisano się fabułą. Ciężko jest wyczuć czy to jest pastiż filmów grozy czy też próba zrobienia kolejnej produkcji o infekcji, która zamienia ludzi w coś ala Zombie.

Fabuła sprowadza się do tego co zawsze w tego typu filmach: grupa niezainfekowanych walczy o przetrwanie. Jest mnóstwo krwi, wnętrzności itd. Sporo jest groteskowego humoru.

W Planet Terror Quentin Tarantino występuje jako aktor (ma niezbyt dużą rolę), widać jak na dłoni ile można stracić gdy ten człowiek występuje po złej stronie kamery (rewelacyjny reżyser, przeciętny aktor). Niestety lepszej konkluzji nie jestem w stanie znaleźć.

Ocena Civil.pl: 50%