film akcji

Recenzje filmowe kina akcji próbują odpowiedzieć na kilka pytań. Po pierwsze sprawdzają czy scenariusz nie był pisany na kolanie, a cała fabuła nie polega na masowej rzeźni w jakimś magazynie. Po drugie oceniamy czy sceny akcji wciągają oraz czy trzymają poziom. Filmy akcji często mają ogromne budżety, przekraczające 100 mln dolarów, gdzie 'sky is the limit', ale niestety nie zawsze w parze za wielkimi pieniędzmi idzie odpowiednia jakość.

Ocena: 60 Kill Switch

Steven Seagal jako policjant - Jacob King - na tropie seryjnego mordercy + ścigający go piroman sadysta (fabuła w skrócie). Fabuła rozszerzona: Jacob King w dzieciństwie stracił brata (dopadł go morderca - nie wiadomo po co, wiadomo że dopadł), teraz pracuje zaś na sprawą pewnego seryjnego mordercy, który zostawia na miejscach zbrodni i ofiarach astrologiczne symbole mające ułożyć się w pewien szyfr. Śledztwo prowadzi King, ale nadzoruje je pani agent FBI (w tej roliHolly Dignard - mało znana aktorka serialowa). Wszystko jest jak u Segala przystało: mało skomplikowana fabuła i niekończące się sceny walk. Jak zwykle: Seagal bije wszystkich, ale tym razem samo znęcanie się nad oprychami było ZAWSZE na pierwszym planie. Mamy Seagala, który idzie do paru przesłuchać alfonsa - no i zaczyna się w parominutowa nawalanka, rywale dzielnego detektywa są dosyć wytrzymali, bo pomimo niezliczonych uderzeń i kontaktów ze wszystkimi możliwymi przedmiotami (drewniane stoły, krzesła, szyby etc.) są dalej gotowi do walki. No ale Seagal w końcu ich pokonuje i przesłuchuje alfonsa wbijając jego zęby w stół (dosłownie), temu zaś się to nie podoba, woła chłopaków i zaczyna się strzelanina (oprych w tej scenie ma już zęby w całości...). W końcu można obrywa się też seryjnemu mordercy: najpierw jest okładany przez kilka minut (również w barze, tylko w innym...) a później Jacob King wpada na pomysł by połamać przeciwnikowi nogi i ręce młotkiem - pomysł natychmiast realizuje. Oczywiście nie obywa się bez zabawnych komentarzy, gdy w połowie tej sceny słyszymy coś w rodzaju "Zatłukę Cię chłopcze" - bardzo to zdanie bawi, gdy widzi się "biednego" seryjnego morderce naparzanego przez kilka minut na różne sposoby, nie ma on szansy się bronić, jest tylko bity. Może to i dobrze, w końcu dobry powinien bić złego a nie odwrotnie...
Na końcu filmu mamy kolejny popis Seagala, załatwia on piromana sadystę we własnym domu, tego akurat nie oszczędza i pada zdanie "zabiłeś mnie", na to King "jeszcze nie bo nie leżysz". Końcówka tego filmu jest dla mnie bardzo niezrozumiała (nie opiszę ostatniej sceny, ale kto zobaczy też się zdziwi).

Mimo wszystko oceniam ten film na 6/10 - bo Seagal choć od lat robi podobne filmy to są one do obejrzenia. Jest to w zasadzie zawsze sztuka dla sztuki, słaby scenariusz + sceny walki. W Kill Switch sceny walki były znośne i baaardzo brutalne.

Ocena Civil.pl: 60%

Ocena: 70 Tortured

Wybierając ten film, spodziewałem się, iż będzie to kolejny po "Saw" czy "Hostelu" seans przemocy, tortur itd. Nie przepadam, za takimi filmami, ale bardzo chciałem sprawdzić czy tacy aktorzy jak Cole Hauser, Laurence Fishburne i James Cromwell również są w stanie wystąpić w takiej produkcji.

Okazało się jednak, iż "Tortured" to coś znacznie "delikatniejszego". Co prawda motywem przewodnim filmu są jednak tortury, ale nie one tutaj są jedynym elementem spektaklu, ponieważ całość jest uzupełniona bardzo dobrą intrygą.

Cole Hauser gra agenta FBI, którego zadaniem jest infiltracja grupy przestępczej, dowodzonej przez Ziggiego. Nie jest to zwyczajna grupa bandziorów, tylko bardzo skomplikowana w strukturze mafia o ogromnym spektrum działania.

Aby złapać Ziggiego agent wchodzi do grupy przestępczej jako Jimmy Vaughn. Po pół roku działalności otrzymuje zadanie wydobycia od księgowego mafii - Archie Greena, gdzie ten ukrył zrabowane szefowi 10 mln dolarów.

Film jest zbudowany w ten sposób, iż koncentruje się na wydarzeniach z momentu wstąpienia agenta do organizacji przestępczej oraz na jego aktualnych poczynaniach.

Fabuła jest dużo bardziej rozbudowana, niecelowe byłoby skupianie się na niej w całości.

Oceniając całość: można podsumować, że jest to kolejny dobry thriller, który ma wszystko co konieczne by zainteresować widza.

Ocena Civil.pl: 70%

Ocena: 70 Pride and Glory

Pride and Glory to kolejny film o policjantach służących w Nowym Jorku. To, że temat jest oklepany ma swoje zalety jak również wady. Na pewno łatwo się wyróżnić na tle innych tego typu produkcji wprowadzając takie elementy jak dobra fabuła, nieźli aktorzy oraz brak łubudu. Z drugiej jednak strony ważne jest by nie powielać schematów o superglinach, złych glinach etc.

Obsada filmu jest bardzo dobra. Colin Farrell, Edward Norton, Jon Voight - ich nie trzeba przedstawiać. Mniej popularny, aczkolwiek rozpoznawalny jest Noah Emmerich. Cała czwórka w miarę dobrze się spisała. Kreacje nie były może wybitne, ale z pewnością panowie sobie poradzili.

Fabuła tego filmu skupia się na śmierci 4 policjantów podczas akcji. Ray Tierney (Norton) na prośbę swojego ojca Francis Tierney Seniora (Voight) wraca do służby by złapać mordercę nowojorskich stróżów prawa. Okazuje się jednak, iż w sprawę zamieszani są policjanci z komisariatu 31, w którym szefem jest Francis Tierney Junior (Emmerich). Sprawę na własną rękę chce również rozwiązać pracujący w komisariacie Jimmy Eagan - mąż córki Tierneya Seniora (Farrel).

Akcja filmu nie jest szczególnie okraszona pościgami, strzelaninami, bijatykami. Jest to raczej dobre kino z elementami dramatu, sporą ilością ostrych dialogów.

Całość odebrałem jako trochę przerysowaną. Nowy Jork jawi się jako wyjątkowo brutalne, brudne miasto. Ciekawie przedstawiono głównych bohaterów. Ucieszyło mnie, że nie postawiono na stary motyw w rodzaju "bardzo zły glina kontra bardzo dobry glina", tylko trochę urealniono scenariusz.

Rozczarowywać może zakończenie. Film jest długi (130 minut) - ale nie nużący. Na pytanie czy warto obejrzeć, byłbym skłonny odpowiedzieć że warto.

Ocena Civil.pl: 70%

Ocena: 80 Battle in Seattle

Film bazujący na prawdziwych wydarzeniach, jakimi były zamieszki w Seattle w 1999 roku. Wówczas starcia między demonstrantami (protestującymi przeciwko szczytowi WTA) a policją przerodziły się w prawdziwą bitwę.

Sięgnąłem po ten film dlatego, iż przede wszystkim zaintrygowała mnie obsada (Michelle Rodriguez, Charlize Theron, Woody Harrelson i Ray Liotta), okazało się jednak iż świetną robotęwykonali również inni aktorzy tacy jak Martin Henderson czy André Benjamin.

Na ogól firmy dokumentujące jakieś wydarzenie są nudne. Ogląda się je głównie po to by lepiej poznać okoliczności danego zjawiska oraz porównać wizję reżysera ze swoją własną. Miłą niespodzianką było dla mnie to, iż "Battle in Seattle" nie było ani nadmiernie pompatyczne ani nieciekawe. Reżyser i zarazem scenarzysta Stuart Townsend stworzył ciekawy obraz, który jednocześnie edukuje i nie jest ciężkostrawny czy nadmiernie przerysowany. Film ten ucieka od kanonu groteskowych produkcji, które pod przykrywką tragicznych wydarzeń starają się ukryć obowiązkowe elementy amerykańskiego filmu takie jak namiętna miłość głównych bohaterów, przemiana głównego bohatera czy wyciskające łzy sceny okraszone dramatyczną muzyką. W tym akurat filmie te elementy nie zostały przerysowane.

Całość ogląda się bardzo dobrze. W filmie wydarzenia przedstawione są z kilku perspektyw bez niepotrzebnego dramatyzowania. Ta historia została opowiedziana w taki sposób, że wydała się realna i prawdziwa. Pobudziła mnie do myślenia.

Nie chcę się skupiać na kwestiach typu kto kogo grał oraz na fabule, bowiem te aspekty nie są tak istotne w tym przypadku. Ten film warto obejrzeć po to właśnie by przekonać się czym były zamieszki w Seattle w roku 1999 oraz poznać racje protestujących. Ja zawsze byłem mało zainteresowany takimi protestami, jednak po obejrzeniu tego filmu nie byłem już taki pewien czy tego typu kwestie są mi obojętne. Reasumując: bardzo dobre dzieło stymulujące do myślenia.

Ocena Civil.pl: 80%

Ocena: 50 Bangkok Dangerous

Nicolas Cage nie raz już wcielał się w bohatera negatywnego, w filmie Bangkok Dangerous jest płatnym mordercą, który przestrzega 4 prostych zasad: między innymi "o nic nie pytaj", "zawsze zacieraj ślady" (czyli zabijaj asystentów). Akcja filmu rozpoczyna się w pięknej Pradze, gdzie tytułowy Joe wykonuje zadanie, zabija wspólnika i zmienia miejsce pobytu. Przenosi się do Bangkoku w Tajlandii, gdzie ma wykonać cztery zlecenia dla tamtejszego mafiosy.

Joe rozpoczyna swoją misję od znalezienia wspólnika - za którego bierze sobie drobnego złodziejaszka. Rozpoczyna pracę (zabija pierwszy cel) ... i od tego momentu film staje się niezrozumiały, "amerykański" (w złym tego słowa rozumieniu) i powiela pomysły. Seryjny morderca zaczyna robić wyjątki, zamiast zabić swojego kompana przyucza go do "zawodu", przyjaźni się z nim. Poznaje głuchoniemą aptekarkę, wobec której ma poważne plany, w międzyczasie dalej zabija dla bossa, ale "ma coraz większe wątpliwości". I tak to wszystko sobie leci to przewidywalnego i słabego zakończenia. Film od pewnego momentu przypomina niemalże dzieło Stevena Segala - który to zrobił kilka produkcji w klimatach azjatyckich.

Gdyby ten film był w całości taki jak na początku byłby na pewno co najmniej dobry, niestety po obejrzeniu całości ciśnie się tylko jedno określenie "średniak". Na upartego można obejrzeć, nic więcej.

Ocena Civil.pl: 50%